piątek, 26 grudnia 2014

11. Podnosisz się, by znów upaść!

       


        Dotarły na miejsce. W porę dostrzegły wielkie pobojowisko i dwóch rannych. Gdzieś leżał pobity wojownik wrogiej gildii, a więc… Natsu go pokonał! Był w stanie tego dokonać na oczach dziadunia.
- Wendy, proszę… - Usłyszały słaby głos Makarov. Bez wahania podbiegły do rannych. – ulecz Natsu…
- Ciebie też uleczę, mistrzu! – Zarzekła się młoda zabójczyni. Poprawiła fryzurę, związała włosy w koński ogon. Najpierw uleczyła mistrza, tak jak obiecała. Nie wiedziała, który był w poważniejszym stanie. – Dobrze, teraz Natsu-san… - przyłożyła ręce do jego klatki piersiowej. Mimo prób, równomiernego rozłożenia mocy na ciele chłopaka jego stan nie poprawiał się. – Nie rozumiem…
- To przez jego szalik, blokuje dobrą magię. – wyjaśnił mistrz, wskazując na szalik Natsu. Wcześniej Dragneel wspominał, że Zeref mu to zrobił. Ponownie przystąpiła do leczenia, tym razem zaczynając od szalika. Przywróciła biały kolor, jak i zdrowie.
***
      Szły w milczeniu, żadna nie chciała rozpocząć rozmowy. Zeref, trzymany przez Urtear na plecach, wyglądał na wykończonego. Nie obudził się do tej pory, słabiej oddychał. Dla Louise zwyczajnie zapadł w długi sen, z którego może się nie obudzić. Teraz należał wyłącznie do Urtear, do Grimoe Heart. Nic nie mogła na to poradzić, a próba obudzenia go przyniosłaby dla niej same niekorzyści. Po co miałaby denerwować Ur, skoro zyskała jej przychylność? Czuła na sobie jej badawczy wzrok, ale się nie odzywała. Tym spojrzeniem cały czas ją pytała, co się stało. To wina Natsu, zrobił jej straszny mętlik w głowie. Widzieli się może dwa, trzy razy, raz na pewno wpadli na siebie na ulicy i prawie skoczyli sobie do gardeł, a teraz nazywa ją przyjaciółką i chce sprowadzić do domu. Niby jakiego? Ona go nie posiadała, nawet gildia Grimoe Heart nie była dla niej domem, czymś w rodzaju krótkiego postoju, aby mogła zaczerpnąć powietrza, chociaż na chwilę. W tym momencie liczył się sojusz z Hadesem, tylko on był w stanie przywrócić ją do normalności albo dodać sił, aby mogła bez problemu stanąć do walki.
- Zrobiłyśmy sporo kilometrów, odpocznijmy.
- Jest ciężki? – patrzyła jak Ur siada pod drzewem i kładzie głowę Zerefa na rozłożone kolana. Uśmiechała się delikatnie. – Odpocznijcie, ja zrobię za warte.
- Nie musisz…
- To ciebie wyczułem! – Przed nimi stanął… Natsu? Posiniaczony, ledwo stał na nogach. Czyżby Zancrow dał mu w kość aż za bardzo? Nie… Wytarł ręką strużkę krwi i się uśmiechał szeroko. Pokonali jednego z ich drużyny. – Byłaś wtedy na tej wyspie z Deliorą, w dodatku facetem! – Spojrzała pytająco na Ur, która podśmiewała się cicho z chłopaka. – i kim jesteś? Wyglądasz znajomo – odparł, kierując teraz słowa do Louise. Miała ochotę do niego podejść i uderzyć w pustą głowę, coś ją powstrzymało.
- Natsu, to jest ta sama dziewczyna, która pomagała Zancrowi, ale nieco… zmalała? – Niebieski kot fruwał wokół niego, aż po chwili schował skrzydła i usiadł mu na ramieniu. – nie wyczuwam od niej silnej magii… Jest teraz jak Wendy. Mała, niezbyt silna, niedoświadczona.
- Dragana?! – Przejechała otwartą dłonią po twarzy, teraz zrozumiał. – Kto ci to zrobił?
- A czy to ważne? – mruknęła, złączając palce dłoni razem i wyciągnęła do przodu, jakby bez krępacji się przed nim przeciągała niczym kotka. Zacisnął pięść. – O co chodzi czupryno? Zabolało? Nie muszę ci mówić, a Dragana nie może podejść do telefonu!
- Ja z nim będę walczyć, odsuń się. – rozkazała Urtear – opiekuj się Zerefem, z tym cieniasem pójdzie raz dwa.
- Nie lekceważyłabym go, pokonał Zancrowa….- zauważyła słusznie Louise.
- Po czyjej ty jesteś stronie?! Nie ogarniam tego! – Kot dostawał szału, dotknął łapkami policzków, które lekko się nadymały. Oczy miał szeroko otwarte. Ur wskoczyła na wysoką gałęzie drzewa, po jej ręce delikatnie przejechała jej szklana kula i zaraz lewitowała przy jej palcu.
- Co powiesz na walkę jeden na jednego?
- Pod jednym warunkiem… - Ustawił się w pozycji bojowej, napinając wszystkie mięśnie. – Jeśli wygram, Dragana idzie ze mną.
- Musisz ją spytać, czy tego chce – Ur  nie czekała, aż Natsu wykona pierwszy ruch. Znowu - pomnożyła kule. Z jednej w błyskawicznym tempie zrobiła kilkanaście.
- Nie chcę go widzieć! – wykrzyknęła Louise, na tyle szczerze, aby od razu dotarło do nich. W środku czuła inaczej, znowu odzywał się obcy głos w umyśle. W kółko powtarzała te same zdanie, od dwóch godzin. Spokojnie, aczkolwiek w denerwujący sposób. To nasz przyjaciel…. – Nie jesteś moim przyjacielem, rozumiesz?! – mówiła do niej, wykrzykując słowa na głos trochę nieświadomie – Gdzie byłeś, jak Zeref przemieniał mnie w dzieciaka?! Albo jak ci z White Crow napadli w porcie?! Albo jak obrywałam porządnie od Gajeela? – Nie ruszył się o milimetr, zapadła niezręczna cisza. Patrzył się tylko na Draganę, nikogo innego. – A teraz najlepsze! Wcale o mnie nie myślałeś przez te minione lata, nigdy! I nawet nie wiesz, że w chronię ci dupsko! – uniosła w dłoni kryształ. – Nic nie wiesz, więc spadaj!
- To nie tak, ja… - Podrapał się po głowie, szykując wymówki. Usłyszeli głośne westchnięcie Ur, zaczynała się niecierpliwić. – Happy, pomóż mi! – zwrócił się do kota, płaczliwym głosem.
- Sam musisz naprawić swoje błędy, Natsu – kot wrednie poruszał wąsami, naśmiewając się cicho z chłopaka.
- No weź!
          Ich dalszą kłótnię przerwała Urtear, która wyczarowała, podobnie jak w przypadku Zerefa, kilkadziesiąt kul. Louise, mimo, iż stała z boku doskonale widziała w każdej kuli obraz zdenerwowanego i zakłopotanego Natsu. Nie zdążył odskoczyć, kiedy Ur wysłała w jego kierunku pociski, zadając mu poważne obrażenia na ciele. Zdążył zasłonić się rękami i w pewnym momencie zahamować nogą nadchodzący upadek, wbijając w jedną z kul swoją pięść, pokrytą ogniem, rozbijając ją na małe kawałeczki. Niestety magia Urtear nie pozwoliła, aby przestała całkowicie istnieć. Przed całkowitym rozpadem kula powróciła do normalności. Magia… czasu, tak to nazwała. Louise nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak tajemniczego. Natsu wylądował na niższej gałęzi drzewa. Znów mierzyli się spojrzeniami, jednak Urtear zachowała naturalny spokój. Coś mówiła do niego, bardziej potęgując jego złość.
Przyjaciel… To nasz przyjaciel… Przypomnij sobie!
- Zamknij się… - zacisnęła mocno zęby na dolnej wardze, powodując lekki ból. Kule Ur lewitowały nadal w powietrzu, niektóre podleciały do niej. – Zamknij się, do cholery!! – chwyciła się za ramiona, jakby było jej przeraźliwie zimno i kucnęła na jedną nogę. Głos jej drżał, do oczu napłynęły łzy. Ręce pokryły się czarnymi błyskawicami.
- Dragana! – Natsu wyciągnął w jej stronę rękę. Był przerażony. Pomału przestawało mu zależeć na walce z Urtear, chciał tylko ją przytulić.
- Odsłoniłeś się – warknęła Ur, nowa fala ataku uderzyła Natsu, nie zdążył odskoczyć. Spadł z hukiem, przyjmując na siebie każdy cios.
- Natsuuu!! - To był jej krzyk, uniosła do góry głowę. Twarz miała zapłakaną, oczy napuchnięte. Przecież nie chciała go słuchać, ani być jego przyjaciółką, więc dlaczego tak zareagowała? Nic mu się nie stanie. Widziała jak trochę zdyszany Happy podbiegł do niego i łapkami dotykał przedramienia. Wstał z uśmiechem, a Ur zwinnie zeskoczyła na ziemię, zostawiając jedną kulę przy sobie. Ruszył na nią bez chwili zawahania. Już wymierzał atak nogą, kiedy pod jego but coś a raczej ktoś wpadł. Ta osoba przypominała jej miśka, dużego i puchatego. Ale który miś ma kręcone, czarne włosy? I włada lalką woodo? Jego szyja była obwiązana grubym materiałem od peleryny, która zasłaniała jego plecy. Na brzuchu zakładał brązowe paski, układające się w literę X pośrodku torsu. Chodził w butach, które z daleka wyglądały jak małe skarpetki. Nie posiadał spodni, te brązowe szelki podtrzymywały jego majtki. W posturze u Louise wstręt powodowały małe usta i skośne oczy na ogromnej twarzy, zupełnie nieproporcjonalne do jej całości. W dali rozległ się radosny krzyk Lucy, kiedy grubas upadł z siniakiem na policzku tuż obok Urtear.
- Lucy?! A ty co tutaj robisz?!
- O to samo mogłabym ciebie spytać… Ale dzięki temu żyję – Lucy rozejrzała się dookoła. Tak jak Natsu sama stoczyła ciężką walkę. Jej bluzka ledwo zakrywała ogromne piersi, a niektóre skrawki jeszcze spadły na ziemię, odsłaniając bardziej posiniaczone ciało blondynki. – Też z kim walczysz?! I chwilka… To przecież… - zerknęła na Draganę, zatykając usta dłońmi. Natsu kiwnął głową, potwierdzając jej przypuszczenia.
- Zeref zamienił ją w dzieciaka… Nie daruję mu tego! Znajdę i skopię dupsko!
- Nie potrzebuję twojej litości, idioto! Powiedziałam ci, żebyś stąd spadał! – Wcześniej wiele osób ją poniżało przed wszystkimi, ale on zdecydowanie przesadził.
- Taa? A kto przed chwilą krzyczał moje imię?! Tak jakbyś mówiła „pomóż mi, Natsu! Myliłam się!”
- Nieprawda!
- Kain, co ty tu robisz? – Urtear zwróciła się do kolegi, nie pomagając mu wstać. Słuchała jego bełkotu z zażenowaniem. – Dragano, choć tu do mnie. – Louise posłusznie podniosła się z miejsca, nadal ignorując poparzenia na dłoni jakie zaoferowały jej czarne błyskawice. Była za słaba, aby mogła zmierzyć się z Natsu w pojedynku. W tym samym czasie Natsu utworzył drużynę z Lucy, pewnie Urtear w jakimś stopniu to mogła przewidzieć.
- Pani Urtear, Dragano, ta parka nie jest warta waszego czasu! Sam się z nimi rozprawię!
- Odpada koleś! Mamy ustalone dwa zespoły dwa na dwa! Dragana się nie liczy, bo jest dzieciakiem… - odparł Natsu poważnie, wyciągając rękę przed siebie, wskazując na nich. Louise zacisnęła pięść. Już chciała odpyskować i nawet zaatakować, lecz poczuła na ramieniu uścisk Urtear.
- W takim razie zostawiam ich tobie. Muszę zaprowadzić Zerefa przed oblicze Hadesa. Dragana idzie ze mną, potrzebuje jego pomocy. – powiedziała uspokajająco, nie puszczając jej ramienia. To był znak. Kain ich pokona, na pewno!
- Nie możemy im na to pozwolić, Natsu! Chcą stworzyć świat wielkiej magii… - Lucy bardziej się zdenerwowała, przejmowała się losem ludzi. Nie rozumiała, dlaczego Dragana jest z nimi i im pomaga. To by oznaczało, że nie są przyjaciółkami a wrogami, prawda?
- Nie oddałem im jeszcze za to, co zrobili z moim szalikiem! I z Draganą! Nie popuszczę jej tego, do cholery! – Natsu ruszył na nich, prosto na Urtear. W wyskoku szykował atak z płomieni. Nie zdążył, uprzedził go Kain, który magią wiatru odepchnął chłopaka daleko do tyłu.
- Liczę na ciebie. Idziemy, Dragano – Dopiero teraz ją puściła, dając więcej swobody. Obie wzięły pod pachy nieprzytomnego Zerefa. Chciały jak najszybciej dostać się na statek…
***  
- Wszystko w porządku, Wendy? – spytała Carla, bliżej podchodząc do dziewczyny. Przed chwilą uleczyła Natsu, przywróciła jego szalik do przedniego stanu, a on nawet jej nie podziękował, tylko pobiegł przed siebie za obcym zapachem. Zachowywał się jak dziki zwierz, nigdy nie pomyśli. Marvell posłała jej delikatny uśmiech. Nie była zła na Natsu, być może wyczuł nowego wroga i chciał to sprawdzić, tym samym ochraniając ich. – Skoro tak, powinnyśmy mistrza zaprowadzić do obozu, tam wydob… - urwała w połowie zdania. Ta sama przepowiednia pojawiła się nagle w jej głowie. Urwane, nieposkładane obrazy. Tym razem widziała Erzę, za nią upadek magicznego drzewa. Po starych obrazach zobaczyła zupełnie nowe. Dziewczynka w wieku Wendy, albo młodsza, z kryształem w ręku, który emanował złowrogą mocą. Dziwny kształt innego przedmiotu wyłaniał się obok niej, a cień dziewczyny posyłał im bestialski uśmiech. Jej ręka dotykała brakującej części. Przy niej leżała martwa Wendy, która dotykała opuszkami palców ręki martwego Natsu. – Nie! To nie może być prawda!
- Carla, co się dzieje…? – Wendy kucnęła przy niej. Gdyby nie ona, na pewno zginęłaby na tamtej górze. W porę przybyli na ratunek, tuż po wystrzeleniu ostrzegawczej floty.
- Widzę, że jestem wam winny wyjaśnienia… - mruknął Makarov. Carla zobaczyła przyszłość związaną z Draganą i Natsu. Gajeel zbyt długo trzymał te informacje przed przyjaciółmi. Jako mistrz poniesie za to odpowiedzialność, nie odłoży tego do samego końca egzaminu. Nie ma na to czasu. Hades z pewnością szuka brakującego kawałka. Pewnie myśli, że znajduje się na wyspie, dlatego spotęgował swoją rządzę mordu.
- Mistrzu, nie powinieneś się przemęczać… nic nie mów – poprosiła Wendy. Makarov nie wyglądał na człowieka, który łatwo z czegoś rezygnuje.
- Póki nie straciłem sił, chcę wam powiedzieć. Zabójcy Smoków są zagrożeni – Wendy słysząc jego poważną wypowiedź, wymieniła z Carlą zmartwione spojrzenia. Westchnął, poruszając nieznacznie wąsami. – Czy któraś słyszała o Krysztale Smoków?
- Krysztale Smoków? – nigdy o nim nie słyszały, nie ukrywały zdziwienia.
- Początkowo myślałem, że to legenda… Słuchajcie. W czasach dynastii smoków, kiedy pojawili się pierwsi zabójcy, smoki zapragnęły bardziej chronić swoich wychowanków. Z własnych mocy stworzyły kryształ w tym celu. Tylko ich dzieci mogły go używać. Niestety, Czarny Mag Zeref ukradł go i położył na nim łapy. Zrobił pieczęć, która idealnie pasuje do kształtu kryształu. W środku pieczęci są jego pokłady mocy. Jeśli umieści się kryształ, użytkownik zdobędzie moc do unicestwienia smoczych zabójców. Sam kryształ może absorbować moc właściciela, czyniąc go nieco słabszym. Obawiam się, że Hades będzie chciał to wykorzystać. Gajeel wspominał wam o Draganie, prawda? – przytaknęły. Były zbyt wstrząśnięte słowami mistrza, aby cokolwiek powiedzieć. – Nie wiem jak, ale kryształ istnieje i trafił w jej ręce… Hades ją wykorzystuje. Zrobi wszystko…  Błędnie wywnioskował, że na wyspie znajduje się brakujący element.
- Czy jest ktoś, kto zna prawdziwe położenie przedmiotu? – pierwsza głos odzyskała Carla.  – Mistrzu…..?! – Nie odpowiedział, znów stracił przytomność. Jego ciało nie zniosło nadmiaru wysiłku.  - Trzeba poinformować o tym Natsu!


poniedziałek, 1 grudnia 2014

10. Czarny mag Zeref, cz.2 (ostatnia)

           

        

             Zraniony, ledwo podniósł się z twardego podłoża. Jego ciało na nowo przeszył ból, a na skórze zauważył kilka nowych ran. Słyszał śmiech w oddali. Już miał odpowiadać atakiem, kiedy napotkał wzrokiem na poturbowanego mistrza. Nie potrafił znaleźć słów na rozpierającą go wściekłość.
- To mistrz Makarov? Ha! Znaczy, że mistrz Hades go załatwił! Nie macie z nami szans! – Na nowo wzmocnił siły. Musi ochronić mistrza, żeby Zancrow nie położył na nim swoich brudnych rąk. – Po tej akcji koniecznie trzeba zająć się Draganą… i ją podszkolić. Będzie waszym cieniem.
- Jeśli tylko włos spadnie jej z głowy… - głos Natsu był spokojny, przytłumiony złością. Zbił trochę Zancrowa z tropu, przestał się wywyższać nad nimi, a pomału zastanawiać, czy to, co wypowiada do magów Fairy Tail jest właściwe. – Zabije cię.
- Kim wy dla siebie jesteście? Brzmisz, jakbyście byli stęsknionymi kochankami.
- Mówiłem to wcześniej, jest moją przyjaciółką. Tak jak wszyscy w Fairy Tail… - mówił wolno, wyraźnie odczuwał przerażenie, a zimny pot spływał po jego skórze. Wyciągnął rozłożone ręce do przodu, próbując ruszyć choćby palcem. Cały się trząsł jak galaretka. - Czy to jest strach…?
- Tak, to strach! Kiedy mierzą się z doskonałą mocą, ludzie uciekają do strachu, aby się w nim pogrążyć! Wiesz, jak tamci chcieli szkolić Draganę i poniekąd im się to udało? Właśnie przez strach chcieli zwiększyć jej moc.
- Natsu… - Makarov zaczął się przebudzać, rozglądając się dookoła. Jego podopieczny walczył z wrogiem, był u kresu sił. Tak jak on nie dał rady Hadesowi, tak Natsu zaraz polegnie i zostanie boleśnie pokonany. Chyba, że zwoła wszystkich i uciekną z wyspy, a on zatrzyma ponownie Hadesa. To jedyne wyjście. Nie przejmował się blondwłosym typkiem, ani tą Draganą, która nagle pojawiła się na ich wyspie, liczy się życie jego dzieci. – Uciekaj stąd, proszę cie…
      Po tych słowach, Natsu otoczył się czystym płomieniem, chcąc przekazać wszystkim, jak bardzo jest napalony do dalszej walki. Ktoś musi zamknąć usta temu pajacowi. Dał mu tylko dowód na to, że Dragana od samego początku cierpiała, zniosła więcej od niego. Zignorował kolejną prośbę mistrza, nie opuści tej wyspy.
- To nie tak… - zacisnął pięści, a kły wydłużyły się nieznacznie. – To jest strach, ale nie z powodu przegranej. Trzęsę się, ponieważ osoba, która zraniła dziadka i Draganę, może zostać zmieciona z powierzchni ziemi przez kogoś innego niż ja! Mistrzu Hadesie, własnoręcznie cię pokonam! Nigdy ci nie wybaczę! – ziemia pod jego nogami aż popękała od sporej siły, którą miał w stopach przez płomienie.
- Pokonasz mistrza Hadesa? – Zancrow oparł czoło o jego, posyłając mu mordercze spojrzenie. Wyglądał, jakby długo nie widział martwego ciała ani nie czuł zapachu świeżej krwi. – Uwolnisz od nas Draganę? Człowieku, nawet śmiać mi się nie chce przez twoją przemowę!
Odsłonił się. Natsu skorzystał z okazji i odepchnął go mocnym kopniakiem, by następnie unieść się lekko w powietrze, aby z góry szybko i lepiej atakować w słabe punkty maga rozmieszczone na ciele. Zancrow odparł to strumieniem czarnych płomieni, jednak Natsu ponownie uskoczył, robiąc zwinnie uniki.
        Nogami odpychał się od ogromnych kawałków drewna, które tworzyły się przez niszczenie drzew w trakcie ich walki. Wykorzystał jeden z nich i uderzył nim w Zancrowa, tak, aby ten całkowicie znalazł się pod ciężarem drewna. To tylko na chwilę go przytrzymało. Zancrow błyskawicznie spalił, a jego płomienie stały większe i potężniejsze od Natsu, został zamknięty w ogromnej kuli czarnych płomieni. Nie przewidział tego. 
– Spójrz na siebie! Te twoje płomyczki nie są w stanie pokonać mojego mistrza, a tym bardziej ochronić przyjaciółkę – ostatnie słowo wypowiedział z nieudawaną odrazą. – to podstawowa różnica między naszymi mocami. Druga… - zachwycony patrzył, jak z ust Natsu wypływa krew. – moje płomienie lubią pożerać magów. Jesteś skończony.
     Natsu uśmiechnął się chytrze. Jak każde płomienie i te zamierza spróbować po raz kolejny. To nic, że poparzy sobie gardło, albo znowu zakrztusi się krwią. Wpuścił do ust kilka czarnych płomyczków. Niebezpiecznie zawróciło mu się w głowie, jego organizm stanowczo odrzucał ten rodzaj ognia.
      Nagle gigantyczna dłoń złapała Zancrowa w pasie, ściskając go mocno. Przez niewielkie szpary w płomieniach, widział poważną minę dziadka. Nie wiedział kiedy, ten przybliżył się do niego. Na moment zapomniał o pomyśle, był uwięziony, a mistrz w niebezpieczeństwie i  nie mógł nic zrobić.
- Nie próbuj ranić tego chłopca na moich oczach! Porachuję ci wszystkie kości! – Natsu zamurowało. W dodatku wolniej oddychał. Płomienie Zancrowa pomału niszczyły jego smocze narządy.
- Aż tyle masz w sobie siły? Dawaj, inaczej stracisz rękę! – Teraz sam Zancrow pokrył się magią, stawiając mistrza w gorszej sytuacji, jednak on nie chciał puścić, a wzmocnił uścisk, pojawiły się żyły na jego skórze.- Zastanawiam się, kto pierwszy kopnie w kalendarz! Ja, dziadek, czy ten podrzędny smoczy zabójca!
- Przestań, dziadku! Proszę! – Teraz Natsu prawie płakał. Już dawno nie czuł takiego przerażenia i mokrych policzków.
- Nie lekceważ siły naszej rodziny… - wymamrotał Makarov. To nie ruszało boskiego zabójcy, wręcz przeciwnie, uśmiechał się szaleńczo. Natsu miał dosyć. Wydzierał się głośno, natomiast jego siła płomieni wzrastała gwałtownie. Jasny płomień został uwolniony w czarnej kuli. Złowrogie były silniejsze, był zmuszony, żeby zjeść własny ogień. Przez dłuższą chwilę unosił się, nie dając znaku życia.
- A jednak smoczy zabójca! Wiesz, Dragana chciała zrobić ci dokładnie to samo! A ty ją nazywasz przyjaciółką! – śmiał się, wkurzając bardziej Natsu. Nie odpowiedział mu od razu, kiedy poczuł znajome ciepło w żołądku, pomału pożerał czarne płomienie, stojąc już na ziemi. Zancrow wpatrywał się zaskoczony, z rozwartą buzią. Dziadek wiedział, co zrobił. Użył  niebezpiecznej „sztuczki”, aby się uwolnić i ostatecznie przygotować do kontrataku.
- Ty idioto! Próbujesz się zabić?! – wyrzucił Zancrowem w powietrze, a ten spadał niedaleko Natsu. Zaraz to wszystko się skończy. Na dwóch pięściach zapalił różny ogień, swój i wroga. Teraz zwycięży.
- Nie mam zamiaru umierać. Wszyscy wrócimy do domu, do naszego Fairy Tail. A Dragana pójdzie z nami… - Złączył obie moce w jedną, potężniejszą. Wyskoczył w górę i zamknął w niej Zancrowa, pokonując go jego własną bronią. Nic już nie miał do powiedzenia.
***
             Pierwszy raz widziała tak zaciętą walkę. Żadna ze stron nie chciała ustąpić. Urtear bredziła coś o tym, że Zeref miałby przejąć stanowisko dowódcy Grimoe Heart i razem z nimi zawładnąć światem, stworzyć wielki świat magii. Oczywiście, żyliby w niej tylko najsilniejsi, co nie spodobało się Louise. Mroczna gildia nie zapominała o smoczych zabójcach, dlatego szukali Hotaru. Chcieli wybić ich wszystkich, albo zmusić aby się przyłączyli. 
          Podobno Urtear wyczuła tutaj brakującą część do jej medalionu, ale nie wiedziała, że to okazało się pustą zmyłką. Znajdowała się gdzieś indziej. Cóż, nawet moc przewidywania przyszłości może zgubić człowieka.
           Zeref przegrywał. Jego ataki niewiele dawały, przestał się bronić. Urtear, trzymając się za zranione ramię otoczyła go sporymi kulami, mające w sobie potężne ładunki. Oberwał nimi.
Chciała podbiec, ale coś ją zatrzymało. Co ona może zrobić, skoro on sam zmienił ją w małą dziewczynkę? Jedynie, co mogła, to wysłać nic nie warte iskry, które nawet nie dotrą do przeciwnika na czas i nie zrani, a zaledwie połaskocze. Była bezsilna.
- Natsu…
 Pokręciła głową. Nie widziała, dlaczego to powiedziała. Musi się wziąć w garść i to jak najszybciej.
Zeref upadł wprost w ramiona Urtear. Czarnowłosa posadziła go na swoich kolanach, szeptała łagodzące słowa. Zeref się mylił. Zdobyli jego i zdobędą Hotaru.
- Mistrz Hades będzie wiedział, jak zdjąć urok. – wzdrygnęła się na jej głos, podchodząc bliżej niej. – chyba nie zmydlił ci za bardzo oczu? Jak mówił o pokoju na świecie? – wskazała na Zerefa, kładąc mu troskliwie dłoń na policzku.
- Nie, panienko Urtear - usiadła obok nich. Zeref wyglądał tak niewinnie… - powinnyśmy ruszać z powrotem do statku. Zancrow na pewno pokonał…. tamtego maga.  – brzydziła się sobą.
- Za chwilę. Tu jest tak przyjemnie… - Urtear mocniej przytulała Zerefa, gładząc go po włosach. Zbierało się jej na wymioty. – Ciekawe, jak Meredy sobie radzi. Koniecznie chciała zając się numerem 13.
- A kto to jest? Gildia nie wtajemniczyła mnie w plany, niedawno się obudziłam. – nie urywała zaciekawienia. Jeszcze Ur zaczęłaby coś podejrzewać, że coś zaprząta jej głowę.
- Zapewne się domyśliłaś, że chcemy zniszczyć każdego, kto stanie nam na drodze do zdobycia celu. Przez przypadek okazało się, że to wyspa należąca do Fairy Tail, a jej członkowie są tutaj razem z mistrzem. Cel Meredy ma numer 13, to Gray, walczy w moim imieniu. Nie ma potrzeby, bym mówiła ci, dlaczego. Zresztą… niedawno rozpierała cię energia i chciałaś koniecznie iść na frontowy atak. Co się stało, że wróciłaś?
- Chciałam walczyć, ale Zancrow mnie odesłał… źle wymierzyłam trasę i wylądowałam przy Zerefie. Resztę możesz się domyślić. – Ur kiwnęła głową. – w tej wersji wam się nie przydam… - patrzyła na taflę wody, obserwując jak liście subtelnie odbijają się od jej powierzchni, by zaraz zawirować nad nią.
- nasz mistrz specjalizuje się w czarnej magii, odmieni cię do wcześniejszego stanu. Prawdopodobnie, będzie chciał coś w zamian. – Odruchowo chwyciła ręką za wisiorek, zawzięcie patrzyła na towarzyszkę. Ur uśmiechnęła się pewnie. – Twoją lojalność, a jeśli chodzi o Hotaru… dasz mu wierność, a on oszczędzi ci życie.
- Nie obchodzi mnie, co się stanie z innymi smoczymi zabójcami. Urodziłam się po to, by zabijać… tak było od zawsze. – Urtear widziała, jak niewinne ciało bardziej pochłania czarną moc. Na moment oczy Louise zrobiły się krwiście czerwone, a na zewnątrz ust wyszły jej smocze kły. Włosy pod wpływem silnego podmuchu delikatnie zafalowały. Przypominała małego wampirka. Jej druga osobowość zaczęła pochłaniać prawdziwą maginię.

- Skoro już to ustaliłyśmy, to chodźmy. – Podniosły się obie. Urtear sama chciała nieść Zerefa na barkach. Dragana wzruszyła ramionami. Gdy przeszły dłuższą trasę, znowu się zawahała. Poczuła znajomy zapach w pobliżu. I nie chodziło o Kaina Hikaru, który gdzieś walczył z Lucy, a o Natsu. 

piątek, 21 listopada 2014

10. Czarny Mag Zeref cz.1

Hejka! Wiem, że znowu zalegałam z notką. Rozdział wprawdzie zaczęłam na wykładzie, ale uznałam, że był bez sensu i dopiero dzisiaj wpadłam na pewien pomysł i postanowiłam wdrążyć go w życie. Zdradzę, że do końca pierwszej sagi zostały 3 rozdziały. W sadze drugiej mam zamiar kontynuować wątek, zrobić coś większego z White Crow. 
Spytam z ciekawości. Czy ktokolwiek to czyta? ;) 
***
         Nie rozumiał tego wszystkiego. Skąd Dragana się wzięła na ich wyspie? I dlaczego rozpoznawała jego jako wroga? Było zupełnie inaczej od ich pierwszego spotkania. Czuł, jakby natrafił na obcą osobę… z nową przeszłością. Nie wydobył od Zancrowa szczegółowych informacji na jej temat. Irytowali siebie nawzajem, czekając na kolejny ruch tego drugiego.
- Nie przedstawiłeś mi się do tej pory – przypomniał Zancrow, posyłając mu głupi uśmiech z wystającym językiem.
- Natsu z Fairy Tail – odpowiedział niechętnie, nie spuszczając go z oczu. Zaśmiał się pewnie.
- Wiem! Twoje wyskoki są u nas dobrze znane! Wiemy też o tym, że jako dziecko bawiłeś się z naszą Draganą. 
- Co? – To była lekka przesada. Jakiś frajer, który miał czelność postawić nogi na świętą wyspę, sprawdzał jego historię i to, co udało mu się rozwalić. – Ją też sprawdzaliście?
- Ależ oczywiście. Właściwie od początku do nas należała, tylko Hades nie miał czasu się nią zajmować i przekazał ją tymczasowo do White Crow.
- Przecież to jest legalna gildia… - szepnęła Wendy, nie wierząc do końca tym słowom. Zancrow prychnął.
- Cały czas z nami współpracowali. A Wami zajmę się zaraz! Jak rozprawię się z tym tutaj – wskazał na Natsu. Nie czekając na jego odpowiedź posłał w jego kierunku sporą ilość czarnych płomieni. Patrzył jak docierały do niego, a on stał i czekał, aż poczuje znajome ciepło na ciele. Obroni siebie i przyjaciół. Już otworzył usta, połknął parę niewinnych płomyczków. 
       Głos Wendy, a właściwie jej stłumiony krzyk, dotarł do niego za późno. Jego organizm źle zaczął odbierać ten rodzaj płomieni, nie mógł ich pożreć i wyzwolić swoje płomienie. Przeciwnik obserwował jak się krztusi, zaś w środku, przez całe ciało przeszył go niewyobrażalny ból, jakby połknął truciznę, która ma go uśmiercić. Przez moment zrobiło mu się czarno przed oczami. Nie może pozwolić sobie teraz na odpoczynek. Jego przyjaciele czekają… również i Dragana. 
     Skoro jego płomienie potrafiły zranić, to jej błyskawice… Odpędził tą myśl. Zdąży. Strasznie się napalił. Nie przewidział jednego. Ostatni Atak Zancrowa był tak duży, że wysłał jego dosłownie w powietrze, zaczął spadać w dół.
***
        „Moją przyjaciółką!” pomyślała Louise, patrząc w pustą przestrzeń przed siebie. Chłodna woda była taka przyjemna… mogła na parę sekund odetchnąć. Chciała się rozerwać, jednak nie przewidziała tych czarnych błyskawic. Wolała swoje. Zastanawiał ją różowo włosy typek. Niby nazwała go po imieniu i skądś pamiętała, ale tak naprawdę widziała go po raz pierwszy. Dlaczego ją tak nazwał? Nie była nikim ważnym i nie posiadała przyjaciół, zawsze była sama. Widziała jego zawzięte spojrzenie, coś sobie ubzdurał. A ona nie może odejść od Grimoe Heart, w końcu ją stworzyli. Musi im pomóc, jakoś się odpłacić.
Wyjęła dłoń z wody, chwytając palcami od razu łańcuszek od medalionu. Zrobił się czarny jak jej błyskawice.
- Pochłonął sporo mocy… - Usłyszała za sobą spokojny, trochę zaniepokojony głos mężczyzny. Podskoczyła, odwracając się do niego. – Nic ci nie zrobię, Louise.
- Skąd…
- Znam ciebie i Natsu. On musi mnie zniszczyć, szkoda, że teraz jest taki słaby… - Nie patrzył na nią. Jego zagubiony wzrok padł na taflę wody. – to źle, że masz ten kryształ…
    Przyjrzała się nieznajomemu. Nosił długie szaty, czarne a brzegi były wyraźnie pozłacane. Wiatr poruszał krótkimi, czarnymi włosami. Blada skóra, czerwone oczy widzące tylko śmierć. W duszy warknęła na nieznaną istotę. Nie siedzi cicho tak jak jej kazała.
- Czemu?
- Ty też nie jesteś w stanie… - zmienił szybko temat, westchnęła ciężko. – Posłuchaj uważnie, musisz stąd uciekać.
- Nie mogę! Moja gildia jest tutaj i N-Natsu….
      Ich spojrzenia się spotkały.
- Nie chciałem nic robić w tej erze, widzę, że nie mam wyjścia.
     Zamrugała oczami, nie rozumiała go. Pewnie widział jej zakłopotaną minę. Nie wiedziała, czy może się zaśmiać. Kontynuował swój wywód. Położył jej rękę na ramieniu.
- Nie chcę, żeby smoki zostały skrzywdzone. Jeśli zmniejszę twoją moc…
- Czekaj, co ty chcesz zrobić!?
      Nie zatrzymała go. Nagle poczuła się niska. Spojrzała na odbicie w wodzie. Stała się dzieckiem. Drobną dziewczyną z długimi włosami. Odwróciła się, z wyrzutem patrząc na niego, nadymając jednocześnie policzki. Wyglądała, jakby pokłóciła się o coś błahego.
- Posłuchaj… Sam majstrowałem przy Hotaru. Jeśli oni znajdą drugą część… dzieci smoków przeżyją piekło, łącznie z Natsu. Jego płomień faktycznie mógł zniszczyć kamień, jednak jest już za późno. A jeśli oboje zginiecie, nie będziecie mogli mnie zabić. – uśmiechnął się, tak jej się wydawało, delikatnie. Założyła ręce na piersiach, tupiąc nogą. Nie chciała tak…
- Zeref… W końcu cię znalazłam! – Ktoś przyszedł. Rozpoznała głos Urtear, która zachwycona wpatrywała się w maga, jak w obrazek. – Przyszłam cię stąd zabrać. Żebyś mógł pokierować Grimoe Heart. Jestem tobie posłuszna. – kucnęła przed nim, całkowicie ją ignorując. Nie poznała jej?
- Nie mam zamiaru z tobą iść – odpowiedział z pogardą. Uniosła głowę. – Powiem ci to, co powiedziałem przed chwilą Louise. Nic nie chce robić w tych czasach.

Dopiero teraz zerknęła na nią.

- To jest Dragana?! Przecież…
- Zrobiłem to dla jej dobra. Odsuń się – zwrócił się do niej. Cofnęła się kilka kroków. Gdy zobaczył, że stała w bezpiecznym miejscu, ponownie spojrzał na Urtear. – Nie dostaniecie mnie, ani Hotaru. – Zaczął wysyłać w jej kierunku pociski własnej mocy, ewidentnie wkurzony. Każdy chciał zmącić jego spokój.
 Rozpoczęła się walka o przetrwanie. Na dwa fronty.
***
Tak (przez jakiś czas) będzie wyglądała Louise: 



niedziela, 26 października 2014

09. Dziewczyna z kryształem

         Kiedy statek Grimoe Heart „przycumował” nad wyspą, członkowie gildii nie musieli słuchać dwa razy rozkazów mistrza. W bańkach wysłali nieważny oddział, żeby zabić czas i osłabić nieco muszki. Louise obudziła się w stosownej chwili, akurat Zancrow przekazywał ją Urtear, aby trzymała ją przez chwilkę. Jej oczy były puste, całkowicie pozbawione blasku. Każdy widział to, co chciał zobaczyć. Nową sojuszniczkę, która jeszcze nie posiadała takiej żądzy mordu. Hades uśmiechnął się, dokładnie o taki efekt mu chodziło.
     Nie pomyślał, mógł to zrobić kilka lat temu, zanim ta mała trafiła do White Crow. Kaoru marnował jej talent do nic nie wartych zleceń, które i tak gdzieś uciekły w jej niepamięć a krucha maska zasłoniła wszystkim jej prawdziwe oblicze. Louise oblizała łapczywie usta językiem. Dawno nie czuła podekscytowania, trochę przypominała uwolnione ptaszysko z dzikiej klatki. Bez problemu uwolniła odrobinę własnej mocy, wywołując spięcie w ustawieniach mechanicznych.
- Uspokój się, młoda damo. – Hades wyciągnął przed siebie ręce w formie obrony. Nie chciał teraz walczyć. Musiał się oszczędzać na Makarova. – Idziesz z Urtear, po Zerefa.
- Co?! Ja chce walczyć, walczyć! – podskakiwała w miejscu z oburzeniem.
- Mówiłem, ona powinna iść ze mną! To moja nowa przyjaciółka! – powiedział Zancrow. - przybijając z nią piątkę. Jej oczy zabłysnęły jeszcze bardziej, nawet Urtear poczuła się niepewnie. – Wykończymy razem tego zarozumiałego Dragon Slayera!
- Sam sobie z nim poradzisz, Zancrow.
- Chciałbym przypomnieć, mee, że jeśli mamy ich atakować, to najlepiej teraz. Oddział nie daje rady. – Capricone wskazał na unoszące się dymy na wyspie. Ze statku coraz więcej spadało żołnierzy, ale widać było prośby o wsparcie główne. Magowie zaszli im za skórę.
- Jesteś kozą czy człowiekiem? – Louise podeszła do niego, przyglądając się. – nigdy nie widziałam wcześniej… istoty?
- Nie powinnaś tak się zwracać do swojego szefa, mee. – położył jej rękę na głowie i poklepał, jakby była małą dziewczynką.
- Gomeen! Zancrow-san a ten Dragon Slayer… jak się nazywa? – przekrzywiła uroczo głowę w stronę blondyna, który znowu wymachiwał językiem i wydobywał z siebie piskliwy śmiech.
- No tak, ty nie jesteś z nami od początku, możesz nie wiedzieć. Natsu Dragneel, w dodatku strasznie mnie irytuje. Narobił tyle i myśli, że jest kimś wyjątkowym – prychnął, krzyżując ręce na odsłoniętym torsie.
- Natsu? – Jej źrenice gwałtownie się pomniejszyły. – Chodźmy się zabawić, proszę! – zaklaskała w dłonie. Znała go, chciała się zemścić, albo… zwyczajnie komuś dokopać. Ostatnio nic nie robiła w swojej gildii. Oboje spojrzeli na mistrza Hadesa proszącym wzrokiem.
- Niech idzie, Hadesie. Potem może dołączyć. – wsparła ich Urtear. – Meredy pójdzie ze mną.
     Mistrz kiwnął głową, wcześniej źle obrał decyzję. Są mroczną gildią a nadmiar mocy Louise i jej chęć walki nie powinna być dla nich problemem.
***
      Niepewnie dotknął koniuszkami palców źdźbła trawy. Zrobiła się czarna, bardzo krucha na tyle, że mogła zamienić się w drobny pył. Nie rozumiał tego. Wszystko, co chciał dotknąć, umierało od jego mocy. Tak samo stało się z liśćmi podczas spotkania z magami. To spojrzenie Natsu… tylko on go może uratować, a jednak nie jest w pełni przygotowany. Otarł łzy. Nie wiedział, kiedy spłynęły po zimnych policzkach. Płakał. Coś ściskało go w sercu, nie mógł się uwolnić od bólu. Nie chciał nic robić w tej erze, a nieznana siła chciała uwolnić na zewnątrz więcej cierpienia.
      Nagle drgnął. Ona tu jest.
- Louise…
       Szepnął, chwytając się za głowę. Przyjdzie tutaj do niego za jakiś czas, czuł to. Jednak jej moc jest na tym samym poziomie, co Natsu. Oboje niezdolni do pozbawienia go życia. Proste zadanie, a kłopotliwe. Poza nią wyczuwał inną, zupełnie nową energię. Hotaru. Pamiętał czasy, w których kryształ był tworzony przez smoki w ich siedlisku. Teraz zaginiony i niewiele ludzi o tym pamięta, traktuje jak legendę.
Sam przy nim majstrował. Zamiast chronić smoczych wybrańców, niszczy ich pomału i boleśnie. Do pełnej aktywacji potrzebują pozostałych części, tutaj ich nie znajdą. A jeśli ona go nosi, kiedyś stanie jej się krzywda, będzie osłabiona. Natsu mógłby zniszczyć kryształ, ale… nie był pewny, czy da radę. Czy powinien coś zrobić? Albo zostawić w spokoju?
***
- To obrzydliwe – mruknęła Louise, obserwując wszystko. – Ja się tak nie zachowuję!
- Wiem – odparło jej lustrzane odbicie. – W dodatku ta moc.. czujesz to?
    Kiwnęła głową. Wzrosła bardzo szybko, każda komórka jej ciała to czuła. W dodatku sprzymierzyła się z Zancrowem, a tak naprawdę go nienawidzi.
– Czy ktoś mnie słyszy?! Ktokolwiek!
- Tu nie ma nikogo, głupia.
         Objęła się bardziej ramionami. Nic nie mogła zrobić, przerwać tej masakry. Bez powodu będzie walczyć z Natsu. Tak bardzo chciała wrócić do domu, nawet jeśli powrót oznaczałby współpracę z Norishige. Uniosła głowę. Jej zła wersja właśnie wylądowała na wyspie, a śmiech Zancrowa po części zranił jej uszy.
***
          Bez wyrazu patrzyła jak Zancrow zabija niepotrzebny oddział. Nie potrafili nawet drasnąć przeciwnika.
- Czy oni nie byli twoimi przyjaciółmi…? – Usłyszeli groźny głos, trochę przesiąknięty nienawiścią. Spojrzeli w danym kierunku. – Co do… Dragana!?! – Różowowłosy stał sparaliżowany, krople potu spływały mu po twarzy. Niebieski kot również nie mógł wydobyć z siebie dźwięku czy słowa. – Przecież ty…
- Dawno się nie widzieliśmy, Natsu~! Yo! – Okręciła się wokół własnej osi, a uśmiech stawał się coraz większy. – Pamiętasz mnie czy muszę ci się przedstawiać?
- Nie powinnaś tutaj być! Gajeel zostawił cię w Magnolii… ! – wskazywał na nią palcem z zaciętą miną.
- Tak i potem ją.. znaczy mnie – poprawiła się szybko. Dragneel tego nie przeoczył. – zaatakowali. – wzruszyła obojętnie ramionami. – Ale postanowiłam go wesprzeć i ci dokopać!
       Pamiętał ich pierwsze spotkanie. Ta dziewczyna, która przed nią stoi… może ma ciało i głos Dragany, ale nią nie jest.
- Mogę się nim zająć? – spojrzała na blondyna. Natsu zmarszczył brwi, instynktownie przyjął pozycje obronną. Oni coś jej zrobili, był coraz bardziej pewny. Zerknął na Wendy. Na razie byli w pobliżu, nic im się nie stało. Carla wyglądała na trochę bladą. Czyżby znowu miała wizje? Na jej ciele pojawiły się pojedyncze błyskawice, koloru czarnego. – Dlaczego one…?!
- Widocznie to skutek uboczny – powiedział Zancrow bardziej do siebie niż do nich, wyraźnie zachwycony nowym zjawiskiem. Wiedział, że Dragana nie była Zabójcą Bogów. Natsu nic z tego nie rozumiał. – I zaraz, on mnie pouczał… - Wkurzył się, nie panując już nad emocjami. Wysłał na niego strumień płomieni równie czarnych, co jej błyskawice. Zacisnęła pięść, wywołując nową fale błyskawic, cała się nimi pokryła. Na jej twarzy zobaczył ból. Mimo to uśmiechała się szaleńczo. Po prostu patrzyła jak płomienie Zancrowa ranią go od wewnątrz, nie mógł ich zjeść i wykorzystać do kontrataku. Razem z nieznajomym zeskoczyła ze wzniesienia.
- A tak, nie przedstawiliśmy ci się. – zwrócił się do niego, kiedy udało mu się z powrotem wstać i złapać oddech. Natsu aż się palił do walki. – Jestem jednym z Jeźdźców Grimoe Heart. Zancrow, Zabójca Bogów! A ta tutaj – wskazał na Louise. – Dragana Grain i jest…
- Moją przyjaciółką! – przerwał mu. – Nie wiem, co jej zrobiliście, ale zamierzam ją odzyskać!
- To trochę niegrzeczne przerywać i powinieneś się przedstawić… - Żyłka wyskoczyła mu na czole. Wkurzył go bardziej. – moją, małą pomocnicą. – dokończył, ignorując jego wypowiedź. Louise nie potrafiła ustać w miejscu. Rzuciła się na niego, śmiejąc się złowieszczo. Wymienili się ciosami. Nie wiedział czemu, odsłonił się. Jej ataki były naprawdę mocne.
- Dopiero co wypuściliśmy ją z klatki. – Pochwalił się Zancrow, jakby zdobył coś wartościowego. – Ma dziewczyna charakterek!
- Gadaj, co jej zrobiliście!!! – Wkurzył się. Wzmocnił płomienie na pięściach, atakując ją. Uniknęła. Znowu nie zauważył i oberwał, lecąc do tyłu. Odbił się rękami od ziemi, nie tracąc równowagi.
- Ależ nic. – prychnął, rozkładając ręce. – Ur pewnie na ciebie czeka – zwrócił się do niej.
- Ale…! Ja dopiero się rozkręcam! Mogę tak cały dzień! – oburzyła się, osłabiając atak. Usiadła po turecku, czekając na dalsze rozkazy.
- Nie, to moja walka. Gość porządnie mnie wkurzył! Pokonał kilku naiwnych i zobacz jaki się zrobił zarozumiały! Zabójca Smoków, ta? Dawaj!
- Jesteś pewny?
- Jak najbardziej!
- Rany… liczyłam na dłuższą zabawę… - Zrobiła zawiedzioną minę. Spojrzała na swój wisiorek z zakłopotaną miną. – On też się zrobił czarny…?
- Nie dotykaj tego, Dragano! – krzyknął Natsu, chcąc do niej podbiec.

      Nieszczęśliwie został zatrzymany przez Zancrowa, a ona zniknęła w czarnych błyskawicach. 

wtorek, 21 października 2014

08.5 Wspomnienie Natsu i Louise

Notkę można potraktować jako krótki oneshot. Na ten rozdzialik zmieniłam narrację. Chciałam pokazać ich pierwsze (normalne) spotkanie oraz to, jak Dragana trafiła do White Crow (dawniej Break Angel, nazwa zostanie zmieniona). Rozdział 9, jeśli wszystko się uda, powinien pojawić się 24.10. 2014

Z perspektywy Natsu i Dragany

Louise
                 Nie mam pojęcia, jak długo trwałam w bezruchu. Słyszałam każdy odgłos, dochodzący z zewnątrz, przybywający gdzieś z oddali. Nie umiałam nic odpowiedzieć, zaprotestować. Próbowałam wymusić, chociaż nikły uśmiech wymawiając jedno imię, które kojarzy się z ciepłem. Zazdrościłam Gajeelowi, że on znalazł w końcu dobrą gildię, ale do tego nie przyznam się otwarcie przed sobą. Nigdy się nikomu nie postawiłam, żeby zmienić swoją przyszłość w dobrym kierunku. Od małego byłam przekazywana z rąk do rąk, traktowana jak nic nie warty przedmiot. Gdyby tylko sobie przypomniał, że kiedyś się spotkaliśmy… wyczułam wtedy u niego smoczą moc, był taki sam jak ja, porzuconym zabójcą smoków przez opiekuna.
             Do tej pory sama nie mogłam odszukać wskazówki, skąd go znam i dlaczego jego imię wydaje mi się takie przyjazne. Kiedy stałam przy porcie, patrząc na odpływający statek Fairy Tail, czułam na sobie dwa spojrzenia. Gajeela i różowowłosego chłopaka. Jego szalik powiewał na wietrze. Nie uśmiechał się tak jak wszyscy, patrzył się zmartwionym spojrzeniem, a minę miał zaciętą, jakby chciał zaraz wyskoczyć z tego statku i podbiec. Teraz skojarzył. On nie pamiętał.  

20 lipca 777 roku

             Ciche miasteczko. Zatrzymaliśmy się tutaj z mężczyzną, który mnie znalazł parę dni po zniknięciu smoka. Mamrotał coś wtedy o White Crow i sojuszu Phantom Lord, potrzebowali nowej, świeżej siły. Nic nie rozumiałam, w końcu byłam dzieckiem i w głowie miałam tylko imię taty oraz tysiąc pytań, czemu postanowił opuścić bezbronną dziewczynkę, która nie potrafi dobrze korzystać z podarowanej magii. Bałam się wszystkiego. Nie mając większego celu, zdecydowałam się pójść z tym dziwnym, umięśnionym panem. Spacerując między alejkami, wzrokiem napotkałam różową czuprynę bujnych włosów. Zrobił małe zamieszanie, wypytując o smoki.
- Szukam Igneela, mojego ojca. Zniknął bez śladu…
Nikt nie słuchał, bardziej omijali go szerokim łukiem. Według nich smoki dawno wyginęły. Widziałam jak zaciskał dłoń w pięść, a na jej palcach pojawił się ogień, zaledwie na krótki moment. Nieśmiało podeszłam do niego.
- Szukasz smoka? – Chyba bardziej pytałam siebie niż jego. Odwrócił się, a w jego oczach zobaczyłam radosne iskierki, nadzieję i ten szeroki uśmiech z wystającymi kłami.
- A widziałaś jakiegoś w pobliżu?
- Nie, moja mama też zniknęła 7 lipca tego roku. Smok – uprzedziłam jego wątpliwości.
- Jak się nazywasz?
- Dragana Grain – Ten pan kazał mi się tak przedstawiać. Ciężko było się przyzwyczaić. – A ty?
- Natsu. Natsu Dragneel – uśmiech nie znikał mu z twarzy. – To ciebie wyczułem wcześniej…
- Możliwe. – uśmiechnęłam się tajemniczo – może powinieneś dołączyć do gildii… Oni raczej nie wrócą – stwierdziłam smutno. Sama szukałam matki, ale z każdym kolejnym dniem nadzieja na jego odnalezienie malała nieodwracalnie.
- Igneel wróci, on tu gdzieś jest! Odnajdę go! Powinniśmy razem szukać naszych rodziców!
- Chciałabym, ale…
- Dragano! – Dotarł do nas krzyk tymczasowego opiekuna. Nie był za wesoły. Podszedł i chwycił mnie mocno za rękę. – Ile razy ci mówiłem, żebyś z nikim nie rozmawiała po drodze. Rany, ten smok niczego cię nie nauczył… - syknęłam, bo zabolało, trzymał zdecydowanie za mocno i ciągnął w swoją stronę.
- Ej, puść ją! Ona cierpi! – na pięści Natsu znowu pojawił ogień. Mężczyzna nic nie powiedział, popatrzył pogardliwie. Splunął śliną przed nim i wyzwał od rozkapryszonych bachorów. Chłopak nie wytrzymał tego, z tym małym jeszcze ogniem rzucił się na niego z zamiarem wybicia mu oka, jednak przeciwnik okazał się szybszy i kopnął go nogą w brzuch, aby odleciał na parę metrów od nas.
- Natsu!!! – krzyknęłam, wyciągając do niego rękę. Leżał na ziemi, cały poobijany. Uniósł głowę i patrzył się jak znikamy wśród tłumu.

Natsu

        Dolecieliśmy z Happym pod wyznaczone tunele. Kilka z nich zostało już zajęte przez przyjaciół.
- Wybieram E! – napaliłem się.
- Dlaczego? – Happy musiał zapytać, cały czas latał.
- To oczywiste! E jak ERZA! W końcu ją pokonam! – Uśmiechałem się jak głupi do sera, po jego łbie spłynęła charakterystyczna kropelka zażenowania. Weszliśmy do tunelu, zamknęło się przejście zaraz za nami.
          Szliśmy w milczeniu, coś od dłuższego czasu nie dawało mi spokoju. Spojrzenie obcej dziewczyny , już dwa razy na siebie wpadliśmy. Jak ją Gajeel nazywał? Dragana… Dragana…
- O czym myślisz, Natsu?
        Nie odpowiedziałem. W głowie zabrzmiał  głos, na oko ośmioletniej blondwłosej dziewczynki.
- Jak się nazywasz? – spytałem zaciekawiony. W środku panikowałem o Igneela, rwałem się żeby go dalej szukać. W końcu musiał być gdzieś blisko.
- Dragana Grain. A ty?
- Natsu. Natsu Dragneel…

           Nagle przypomniałem sobie akcje na ulicy, jak na nią naskoczyłem z oburzeniem i dziwny sen sprzed kilku tygodni. To dlatego byłem bardzo zaskoczony na statku, kiedy Gajeel o niej wspomniał. Ja ją… znam.  Ciekawe, czy u niej wszystko dobrze.
- Natsu, ścieżka się rozszerza. – poinformował Happy, wskazując na ogromne przejście. Z uśmiechem pobiegłem w tamtą stronę. Czekaj na mnie, Erzo. Pokonam Cię!



sobota, 11 października 2014

08. Marionetka Grimoe Heart

        Długo wpatrywał się w mistrza, oczekując odpowiedzi. Teraz nie ma już odwrotu, później… znowu losy mogą potoczyć się inaczej niż zaplanował. Nie było mu łatwo przyznać się do porażki przed samym sobą. Przed oczami widział zszokowaną minę Natsu, jak próbuje to ogarnąć małym rozumem. Kątem oka dostrzegł Lucy, która zaraz się przy nim znalazła i oparła dłoń na jego plecach. Na moment czas dla nich zatrzymał się, zapomnieli o egzaminie. Kolejny smoczy zabójca o potężnej sile… Sama nie jest świadoma, że w jej drobnym ciele znajduje się ukryta, niszczycielska moc. Mógł zachować się inaczej, bardziej wyciągnąć do niej pomocną dłoń.
- Słyszałem. Podobno jest dziełem smoków, jednak Zeref maczał palce w tej magii. To tylko legenda, nie ma powodu do obaw. – uśmiechnął się, zamykając oczy. Robił z niego idiotę? Czy nie chciał narażać Fairy Tail na nowe kłopoty i to podczas egzaminu? Przełknął ślinę, coraz bardziej czuł narastającą suchość w gardle. -  Dlaczego pytasz?
- To już nie jest legendą, mistrzu – zignorował jego pytanie. – Ja… znam tymczasową właścicielkę kamienia. Pochodzi z mrocznej gildii i z tego, co mi mówiła…
- Radzę o tym zapomnieć, Gajeelu. Bez powodu nie możemy z nimi zaczynać bitwy, trzeba ochronić naszą rodzinę. – Patrzył na niego poważnie. Cierpliwie zaczekał, aż sam się wewnętrznie uspokoi.
- Rozmawiałem z nią, mistrzu. Oni chcą zniszczyć smoczych zabójców, co do jednego. Sama jest bezbronna, jako dziecko została wciągnięta w ich szeregi. Nie jest złą osobą.
- Kim jest dla ciebie? – Złe nastawienie zniknęło z jego twarzy, ustąpił łagodności i jak przeczuwał Gajeel, zainteresowania sprawą.
- Przyjaciółką. – odpowiedział niepewnie. Zawsze przy nim była, nawet jeśli tego od niej nie oczekiwał i nie chciał.
          
    Wytarł strużkę krwi z pokaleczonych warg. Stał ledwo na nogach, cały się trząsł. Przeciwnik wysyłał w jego kierunku wredne uśmiechy, bluźniercze przezwiska. Wszystko po t, aby mógł osłabić jego wolę i wygrać starcie. Dookoła sypały się jednorodzinne domy, gdzieś leżały rozkładające się zwłoki. Pomału przyzwyczajał się do tego widoku. Dzień w dzień… To wszystko przez nagły sojusz gildii. I małą dziewczynkę o niebieskich oczach, na które bał się spoglądać. Czyste, jeszcze nie skażone ich ciemnością. Uaktywnił na rękach żelazne łuski, równocześnie szykując się do uwolnienia kolejnego, ostatecznego ryku, który na pewno powali wroga.
- Gajeel! – Usłyszał niski, dziewczęcy głosik za sobą. Przeklął cicho, niechętnie spojrzał za siebie. Mała, blondwłosa dziewczynka stała przy jego nogach, trzymała kurczliwie nogawki spodni.
- Co ty tu robisz?! Miałaś zostać w gildii… - odparł dość surowo. Jej oczy zaszkliły łzami. Mężczyzna zaczął się śmiać, nie ukrywając przed nimi swojego zażenowania. Natrafił na dwójkę bachorów. W dodatku ten mały śmiał nazywać się „smoczym zabójcą”. Szczęście znalazło się po jego stronie, jeszcze dziś wróci do domu z tą… dziewczynką. Rozpoznał ją, im uważniej się przyglądał. Za nią została wyznaczona duża nagroda.
- Chciałam się bawić w chowanego, ale przez Juvie znowu pada… Pobawisz się ze mną, Gajeel? – Nie docierała do niej sytuacja w jakiej oboje się znajdują. Pociągnęła noskiem, wciągając odór rozkładających się zwłok.
- Ja się z tobą pobawię. Podejdź tutaj, Louise – odezwał się nieprzyjaciel. Podszedł kilka kroków do przodu i kucnął przed nimi, wyciągając do niej rękę, uśmiechał się przy tym szaleńczo. – Nie zrobię ci krzywdy, mała. – Nie ruszała się z miejsca. Jej oczy zrobiły się większe, bała się. Schowała się za Gajeelem, mocniej ściskając za ubranie chłopaka. Nikt nie zabierze Louise, on na to nie pozwoli. Przybrał złowrogą postawę, aż żyłki wyskoczyły na jego czole. Nie dał czasu magowi na zastanowienie się nad kontratakiem. Wyskoczył do góry i łuskami uderzył go w twarz, a zaraz po tym szybko uwolnił ryk. Zdążyli tylko zobaczyć oddalający się błysk w kształcie gwiazdy i usłyszeć wyzwiska w ich stronę. Odetchnął. Kiedy tu wróci, rozszarpie go na strzępy…
- Przepraszam, Gajeel… Nie wiedziałam… - Zaczęła płakać. Schowała twarz we włosach, chcąc ukryć zaczerwienione, spuchnięte oczy. – Przepraszam…
    Został w miejscu, nie okazując jej odrobinę współczucia. Nie powiedział nic. Zaczął kierować się w stronę gildii, przecież raport sam się nie złoży. Przechodząc obok zapłakanej dziewczynki, poczochrał jej włosy. Uniosła głowę, odrywając dłonie od policzków. Wiedziała, że na jego twarzy nie zobaczy uśmiechu. Z trudem opanowała łzy.
       
           Zdziwiony tymi nagłymi obrazami, westchnął cicho. Louise po raz kolejny sprawiła, że wracała do niego przeszłość, którą nienawidził. Dopiero po spotkaniu z Makarovem wrócił na właściwą ścieżkę, wybrał cel w życiu. Teraz jest magiem Fairy Tail i musi coś z tym zrobić. Ochronić ją, sprowadzić do gildii, aby nie czuła więcej cierpienia od strony niewłaściwych ludzi i samotności. Czasu nie może cofnąć.
- Zajmiemy się tym po egzaminie, Gajeel. – zapewnił go mistrz.
- Rozumiem – odwrócił się i skierował do wyjścia. Żadne uczucia nie włożył w te słowa, na chwilkę stał się taki jak dawniej, oziębły. Wyszedł, zostawiając pogrążonego w myślach Makarova.
- Gajeel! Juvia chce opowiedzieć przyjaciołom o Lou… znaczy, o Draganie! – Wodna kobieta chwyciła go za ramiona. Miała zaciętą minę. Co tu się wydarzyło? Nie było go kilka minut i nagle wszyscy chcą znać ich mroczną przeszłość? Wystarczy im wiedza o mocy dziewczyny. A o mrocznych gildiach… powinni go pamiętać tylko za tamten atak na Lucy.
- Wydawała się taka przybita, kiedy u mnie była – powiedziała Lucy zmartwionym tonem. – Pamiętam, że wypytywała o naszą gildie, Natsu – spojrzała na różowowłosego, przykładając jedną dłoń do ust, chowając jej kciuk pod podbródkiem.
- O Fairy Tail? - ledwo usłyszeli jego głos, jakby wydobywał się z otchłani. Ponowne przechylił się nad burtą i nie raczył zaoszczędzić paskudnego widoku, kiedy ktoś wymiotuje.
- Daj sobie chociaż raz na wstrzymanie, palancie! – Gray nie mógł powstrzymać nerwów.
- Ale… Wendy nie chce rzucić na mnie Troi… - skarżył się, zalewając własną twarz potokiem łez. Gajeel odsunął do siebie Juvię. Wszyscy byli jeszcze bardziej zdenerwowani, dodał oliwę do ognia. Usiadł z powrotem na miejscu przy stole ze skrzyżowanymi rękoma.
- Jest partnerką Mesta, nie może ci pomóc. – usprawiedliwiła ją Lucy. – Weź się w garść! – po czym spojrzała na niego, a jej biust niebezpiecznie podskoczył. Zachował zimną krew. – Opowiesz nam o niej, Gajeel?
- Dzieciaki! – Głos mistrza uratował go z kłopotów. Puścili w niepamięć Draganę, czekali na jego słowa – Nadszedł czas, abym wyjaśnił wam zasady egzaminu!

***

     Unosiła się delikatnie w powietrzu. Ktoś trzymał ją na plecach, była nieprzytomna. Przebywała w dziwnej przestrzeni, słyszała swój głos i jakiegoś faceta, na pewno wcześniej go spotkała. Pamiętała niewiele. Została złapana przez Madeleine, trafiła w ich brudne łapy. Przynajmniej ten chłopak… Romeo, zdążył uciec i nic mu nie jest. Nie potrafiła się obudzić, chociaż chciała. Dookoła widziała błyszczące kryształy, migoczące w niebieskiej poświacie. To jej umysł? Tło w niektórych miejscach przybrało lawendowe odcienie, wyłaniały się dziwne kształty. Poczuła ciepły dotyk na ramieniu. Niechętnie spojrzała za siebie. Głuchy krzyk wydobył się z jej ust. Przed nią stała ona sama, w nieco poważnej postawie i innym stroju do walki. Gdzieś w oddali dostrzegała męską postać z bujną czupryną. Jeden z kryształów na chwilę oświetlił mężczyznę, a dokładniej jego szeroki uśmiech z wystającymi kłami. Co tu robi Natsu? Czyżby umarła?
- Nie umarłaś – usłyszała pewny głos dziewczyny. – Przejęli nad nami kontrolę. Przez jakiś czas będziemy walczyć przeciwko Fairy Tail.
- Nie podoba mi się to… - przyznała szczerze. – Ja… ja chciałam… - wyciągnęła rękę do maga. – spotkać Natsu… - Jego postać rozmyła się, nie był prawdziwy.
- Nikogo tu nie ma, jesteśmy tylko my obie. – Kiedy to się skończy, spotkasz go.
- Czyli kiedy?
- Już niedługo. – Ucałowała ją w czoło. Musiała jej uwierzyć. Nie wiadomo przez ile czasu będą tu uwięzione. Jej ciało zostanie prawdziwą marionetką, a ona będzie zmuszona wszystko obserwować.
***
      Zancrow znienacka pojawił się przed Urtear i mistrzem Hadesem. Bez słowa rzucił w ich kierunku nieprzytomną dziewczynę, którą odebrał od Norishige. Banda głupców. Myśleli, że mogą spotkać się z samym mistrzem Hadesem. Pamiętał ich zdezorientowane miny. To go bardziej bawiło.
Mistrz uśmiechał się zwycięsko. Ta słaba gildia zostanie zmieciona z powierzchni ziemi z jej pomocą. Delikatnie dotknął jej policzków. Mało brakowało, a mogła zostać podopieczną Makarova.
- Urtear, pójdziesz po Zerefa razem z Louise. – postanowił Hades-sama. Kiwnęła głową. – Użyjemy jej pod koniec bitwy.
- Eh, czemu z nią, mistrzu!? – Zancrow stanął w rozkroku, rozkładając dłonie. – Chciałem się z nią zabawić! I sam powtarzałeś, że oni muszą ją zobaczyć wcześniej… - skończył szaleńczo wywijać językiem.
- Tak będzie rozsądniej. Wypuszczona ze sznurka może nie odróżniać wroga od sojusznika. Urtear musi jej to wszystko wytłumaczyć. – Posłał mu stanowcze spojrzenie. Nie raczył się już odezwać. – Zatem… Makarov, rozstrzygnijmy to, kto jest silniejszy. Wróżki, czy demony.

***

     Bariera ochronna nałożona przez Freeda zniknęła. Wystartowali, pełni energii. W pośpiechu musieli dostać się na wyspę. Każdy z nich chciał zostać magiem klasy S, każdy czuł to podniecenie. Gray zamroził morze, przejechał się jakby był na lodowisku. Juvia zamieniła się w wodę, Lisanna w rybę. Natsu poszybował w chmurach razem z Happym, Evagreen postąpiła podobnie z Elfamanem. Levy z Gajeelem oraz Wendy z Mestem starali się jak najlepiej potrafili. Tylko Lucy czuła, że coś jest nie tak. Nie powiedziała nic, otrząsnęła się z myśli i szybko, razem z przewrażliwioną Caną dołączyły do pozostałych. Rywalizacje czas zacząć.