sobota, 11 października 2014

08. Marionetka Grimoe Heart

        Długo wpatrywał się w mistrza, oczekując odpowiedzi. Teraz nie ma już odwrotu, później… znowu losy mogą potoczyć się inaczej niż zaplanował. Nie było mu łatwo przyznać się do porażki przed samym sobą. Przed oczami widział zszokowaną minę Natsu, jak próbuje to ogarnąć małym rozumem. Kątem oka dostrzegł Lucy, która zaraz się przy nim znalazła i oparła dłoń na jego plecach. Na moment czas dla nich zatrzymał się, zapomnieli o egzaminie. Kolejny smoczy zabójca o potężnej sile… Sama nie jest świadoma, że w jej drobnym ciele znajduje się ukryta, niszczycielska moc. Mógł zachować się inaczej, bardziej wyciągnąć do niej pomocną dłoń.
- Słyszałem. Podobno jest dziełem smoków, jednak Zeref maczał palce w tej magii. To tylko legenda, nie ma powodu do obaw. – uśmiechnął się, zamykając oczy. Robił z niego idiotę? Czy nie chciał narażać Fairy Tail na nowe kłopoty i to podczas egzaminu? Przełknął ślinę, coraz bardziej czuł narastającą suchość w gardle. -  Dlaczego pytasz?
- To już nie jest legendą, mistrzu – zignorował jego pytanie. – Ja… znam tymczasową właścicielkę kamienia. Pochodzi z mrocznej gildii i z tego, co mi mówiła…
- Radzę o tym zapomnieć, Gajeelu. Bez powodu nie możemy z nimi zaczynać bitwy, trzeba ochronić naszą rodzinę. – Patrzył na niego poważnie. Cierpliwie zaczekał, aż sam się wewnętrznie uspokoi.
- Rozmawiałem z nią, mistrzu. Oni chcą zniszczyć smoczych zabójców, co do jednego. Sama jest bezbronna, jako dziecko została wciągnięta w ich szeregi. Nie jest złą osobą.
- Kim jest dla ciebie? – Złe nastawienie zniknęło z jego twarzy, ustąpił łagodności i jak przeczuwał Gajeel, zainteresowania sprawą.
- Przyjaciółką. – odpowiedział niepewnie. Zawsze przy nim była, nawet jeśli tego od niej nie oczekiwał i nie chciał.
          
    Wytarł strużkę krwi z pokaleczonych warg. Stał ledwo na nogach, cały się trząsł. Przeciwnik wysyłał w jego kierunku wredne uśmiechy, bluźniercze przezwiska. Wszystko po t, aby mógł osłabić jego wolę i wygrać starcie. Dookoła sypały się jednorodzinne domy, gdzieś leżały rozkładające się zwłoki. Pomału przyzwyczajał się do tego widoku. Dzień w dzień… To wszystko przez nagły sojusz gildii. I małą dziewczynkę o niebieskich oczach, na które bał się spoglądać. Czyste, jeszcze nie skażone ich ciemnością. Uaktywnił na rękach żelazne łuski, równocześnie szykując się do uwolnienia kolejnego, ostatecznego ryku, który na pewno powali wroga.
- Gajeel! – Usłyszał niski, dziewczęcy głosik za sobą. Przeklął cicho, niechętnie spojrzał za siebie. Mała, blondwłosa dziewczynka stała przy jego nogach, trzymała kurczliwie nogawki spodni.
- Co ty tu robisz?! Miałaś zostać w gildii… - odparł dość surowo. Jej oczy zaszkliły łzami. Mężczyzna zaczął się śmiać, nie ukrywając przed nimi swojego zażenowania. Natrafił na dwójkę bachorów. W dodatku ten mały śmiał nazywać się „smoczym zabójcą”. Szczęście znalazło się po jego stronie, jeszcze dziś wróci do domu z tą… dziewczynką. Rozpoznał ją, im uważniej się przyglądał. Za nią została wyznaczona duża nagroda.
- Chciałam się bawić w chowanego, ale przez Juvie znowu pada… Pobawisz się ze mną, Gajeel? – Nie docierała do niej sytuacja w jakiej oboje się znajdują. Pociągnęła noskiem, wciągając odór rozkładających się zwłok.
- Ja się z tobą pobawię. Podejdź tutaj, Louise – odezwał się nieprzyjaciel. Podszedł kilka kroków do przodu i kucnął przed nimi, wyciągając do niej rękę, uśmiechał się przy tym szaleńczo. – Nie zrobię ci krzywdy, mała. – Nie ruszała się z miejsca. Jej oczy zrobiły się większe, bała się. Schowała się za Gajeelem, mocniej ściskając za ubranie chłopaka. Nikt nie zabierze Louise, on na to nie pozwoli. Przybrał złowrogą postawę, aż żyłki wyskoczyły na jego czole. Nie dał czasu magowi na zastanowienie się nad kontratakiem. Wyskoczył do góry i łuskami uderzył go w twarz, a zaraz po tym szybko uwolnił ryk. Zdążyli tylko zobaczyć oddalający się błysk w kształcie gwiazdy i usłyszeć wyzwiska w ich stronę. Odetchnął. Kiedy tu wróci, rozszarpie go na strzępy…
- Przepraszam, Gajeel… Nie wiedziałam… - Zaczęła płakać. Schowała twarz we włosach, chcąc ukryć zaczerwienione, spuchnięte oczy. – Przepraszam…
    Został w miejscu, nie okazując jej odrobinę współczucia. Nie powiedział nic. Zaczął kierować się w stronę gildii, przecież raport sam się nie złoży. Przechodząc obok zapłakanej dziewczynki, poczochrał jej włosy. Uniosła głowę, odrywając dłonie od policzków. Wiedziała, że na jego twarzy nie zobaczy uśmiechu. Z trudem opanowała łzy.
       
           Zdziwiony tymi nagłymi obrazami, westchnął cicho. Louise po raz kolejny sprawiła, że wracała do niego przeszłość, którą nienawidził. Dopiero po spotkaniu z Makarovem wrócił na właściwą ścieżkę, wybrał cel w życiu. Teraz jest magiem Fairy Tail i musi coś z tym zrobić. Ochronić ją, sprowadzić do gildii, aby nie czuła więcej cierpienia od strony niewłaściwych ludzi i samotności. Czasu nie może cofnąć.
- Zajmiemy się tym po egzaminie, Gajeel. – zapewnił go mistrz.
- Rozumiem – odwrócił się i skierował do wyjścia. Żadne uczucia nie włożył w te słowa, na chwilkę stał się taki jak dawniej, oziębły. Wyszedł, zostawiając pogrążonego w myślach Makarova.
- Gajeel! Juvia chce opowiedzieć przyjaciołom o Lou… znaczy, o Draganie! – Wodna kobieta chwyciła go za ramiona. Miała zaciętą minę. Co tu się wydarzyło? Nie było go kilka minut i nagle wszyscy chcą znać ich mroczną przeszłość? Wystarczy im wiedza o mocy dziewczyny. A o mrocznych gildiach… powinni go pamiętać tylko za tamten atak na Lucy.
- Wydawała się taka przybita, kiedy u mnie była – powiedziała Lucy zmartwionym tonem. – Pamiętam, że wypytywała o naszą gildie, Natsu – spojrzała na różowowłosego, przykładając jedną dłoń do ust, chowając jej kciuk pod podbródkiem.
- O Fairy Tail? - ledwo usłyszeli jego głos, jakby wydobywał się z otchłani. Ponowne przechylił się nad burtą i nie raczył zaoszczędzić paskudnego widoku, kiedy ktoś wymiotuje.
- Daj sobie chociaż raz na wstrzymanie, palancie! – Gray nie mógł powstrzymać nerwów.
- Ale… Wendy nie chce rzucić na mnie Troi… - skarżył się, zalewając własną twarz potokiem łez. Gajeel odsunął do siebie Juvię. Wszyscy byli jeszcze bardziej zdenerwowani, dodał oliwę do ognia. Usiadł z powrotem na miejscu przy stole ze skrzyżowanymi rękoma.
- Jest partnerką Mesta, nie może ci pomóc. – usprawiedliwiła ją Lucy. – Weź się w garść! – po czym spojrzała na niego, a jej biust niebezpiecznie podskoczył. Zachował zimną krew. – Opowiesz nam o niej, Gajeel?
- Dzieciaki! – Głos mistrza uratował go z kłopotów. Puścili w niepamięć Draganę, czekali na jego słowa – Nadszedł czas, abym wyjaśnił wam zasady egzaminu!

***

     Unosiła się delikatnie w powietrzu. Ktoś trzymał ją na plecach, była nieprzytomna. Przebywała w dziwnej przestrzeni, słyszała swój głos i jakiegoś faceta, na pewno wcześniej go spotkała. Pamiętała niewiele. Została złapana przez Madeleine, trafiła w ich brudne łapy. Przynajmniej ten chłopak… Romeo, zdążył uciec i nic mu nie jest. Nie potrafiła się obudzić, chociaż chciała. Dookoła widziała błyszczące kryształy, migoczące w niebieskiej poświacie. To jej umysł? Tło w niektórych miejscach przybrało lawendowe odcienie, wyłaniały się dziwne kształty. Poczuła ciepły dotyk na ramieniu. Niechętnie spojrzała za siebie. Głuchy krzyk wydobył się z jej ust. Przed nią stała ona sama, w nieco poważnej postawie i innym stroju do walki. Gdzieś w oddali dostrzegała męską postać z bujną czupryną. Jeden z kryształów na chwilę oświetlił mężczyznę, a dokładniej jego szeroki uśmiech z wystającymi kłami. Co tu robi Natsu? Czyżby umarła?
- Nie umarłaś – usłyszała pewny głos dziewczyny. – Przejęli nad nami kontrolę. Przez jakiś czas będziemy walczyć przeciwko Fairy Tail.
- Nie podoba mi się to… - przyznała szczerze. – Ja… ja chciałam… - wyciągnęła rękę do maga. – spotkać Natsu… - Jego postać rozmyła się, nie był prawdziwy.
- Nikogo tu nie ma, jesteśmy tylko my obie. – Kiedy to się skończy, spotkasz go.
- Czyli kiedy?
- Już niedługo. – Ucałowała ją w czoło. Musiała jej uwierzyć. Nie wiadomo przez ile czasu będą tu uwięzione. Jej ciało zostanie prawdziwą marionetką, a ona będzie zmuszona wszystko obserwować.
***
      Zancrow znienacka pojawił się przed Urtear i mistrzem Hadesem. Bez słowa rzucił w ich kierunku nieprzytomną dziewczynę, którą odebrał od Norishige. Banda głupców. Myśleli, że mogą spotkać się z samym mistrzem Hadesem. Pamiętał ich zdezorientowane miny. To go bardziej bawiło.
Mistrz uśmiechał się zwycięsko. Ta słaba gildia zostanie zmieciona z powierzchni ziemi z jej pomocą. Delikatnie dotknął jej policzków. Mało brakowało, a mogła zostać podopieczną Makarova.
- Urtear, pójdziesz po Zerefa razem z Louise. – postanowił Hades-sama. Kiwnęła głową. – Użyjemy jej pod koniec bitwy.
- Eh, czemu z nią, mistrzu!? – Zancrow stanął w rozkroku, rozkładając dłonie. – Chciałem się z nią zabawić! I sam powtarzałeś, że oni muszą ją zobaczyć wcześniej… - skończył szaleńczo wywijać językiem.
- Tak będzie rozsądniej. Wypuszczona ze sznurka może nie odróżniać wroga od sojusznika. Urtear musi jej to wszystko wytłumaczyć. – Posłał mu stanowcze spojrzenie. Nie raczył się już odezwać. – Zatem… Makarov, rozstrzygnijmy to, kto jest silniejszy. Wróżki, czy demony.

***

     Bariera ochronna nałożona przez Freeda zniknęła. Wystartowali, pełni energii. W pośpiechu musieli dostać się na wyspę. Każdy z nich chciał zostać magiem klasy S, każdy czuł to podniecenie. Gray zamroził morze, przejechał się jakby był na lodowisku. Juvia zamieniła się w wodę, Lisanna w rybę. Natsu poszybował w chmurach razem z Happym, Evagreen postąpiła podobnie z Elfamanem. Levy z Gajeelem oraz Wendy z Mestem starali się jak najlepiej potrafili. Tylko Lucy czuła, że coś jest nie tak. Nie powiedziała nic, otrząsnęła się z myśli i szybko, razem z przewrażliwioną Caną dołączyły do pozostałych. Rywalizacje czas zacząć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz