Ciągle myślała o małej
dziewczynce i jej postawieniu. W tłumie każdego, kogo spytała, o samej gildii
wypowiadał się dobrze, uśmiechając się, a niektórzy z kwaśną miną opowiadali o
zniszczeniach, jakie powodują w trakcie misji, albo o hałasie podczas ich
imprezowania. Przyjmowali zlecenia o każdej randze, pomagali nawet mieszkańcom
Magnolii, stąd ten respekt. Byli też tacy, którzy gardzili magami i obierali
inną drogę. Nie chcieli mieć z nimi nic wspólnego teraz, czy w przyszłości.
Wypytywała też o swoją gildię, dla nich powodu nie podawała. Nastrój zmieniał
się drastycznie. Jedni kończyli rozmowę, oddalając się od niej pospiesznie,
drudzy z ciszonym głosem opowiadali o potwornościach i plotkach, jakie słyszeli
o Break Angel. Do tej pory nie przypuszczała, że aż tak sieją panikę mimo
legalnego statusu w Radzie.
W domu czuła się
samotnie. Nie słyszała żadnych skarg Gajeela, jego prychnięcia i narzekania.
Ciekawiło ją, kiedy wróci. Może powinna ujawnić się reszcie gildii? Byłaby bezpieczna
w ich szeregach. Mistrzowi nie powie o problemie, popłynął razem z
uczestnikami. Większa odpowiedzialność spadła na nią, tak było od początku.
Potrzebowała pomocy.
Usiadła na łóżku. Położyła głowę na poduszce, pozwalając, aby
chłodny wiatr otoczył jej ciało z każdej strony. Martwiła się o siebie, o
Gajeela, Natsu... chociaż go nie znała, ani nie zdążyła poznać osobiście.
Intuicja podpowiadała jej, że już go widziała, musiała na niego trafić, tylko
przez Gajeela nie wiedziała, kim jest ten człowiek. Chciałaby usłyszeć głos
nieznajomej kobiety. Opuściła ją pewność siebie do działania. Brak rozwagi i
jakiegokolwiek planu w działaniu jest czymś niedopuszczalnym. Matka małej
dziewczynki powiedziała jej wtedy, że magowie udali się na wyspę. A gdyby
tak... popłynąć za nimi? Nie, niepotrzebnie przerwie im egzamin, narobi
bałaganu. Już i tak sporo namieszała ludziom w głowach.
Po jakimś czasie
wyszła na zewnątrz. Zeszła do miasta, prowadzona przez różne dźwięki. Na rynku
coś się działo, słyszała tańce i śpiewy.
***
Romeo przewracał się
z boku na bok, usiłując zasnąć. Nie wiedział, ile dni będzie czekał na powrót
braciszka Natsu i czy uda mu się zostać magiem rangi S. Chciałby być teraz z
nim i mu pomóc, jednak wiedział, że ojciec uważnie go obserwuje i nie pozwoli
mu na żadne, dalekie wyprawy poza miasto. Wstał i ostrożnie podszedł do drzwi,
uchylając lekko. Słyszał chrapanie, dochodzące z dołu i świst powietrza.
Przebrał się szybko. Otworzył okno na oścież, rozejrzał się i skoczył na dach.
Zwinnie, niczym kot, przemieścił się po niepewnej powierzchni. Zaraz poczuł
zimny asfalt pod nogami. Coś kazało mu wyjść na zewnątrz. Tamta kobieta
sprawiała dziwne wrażenie, jakby coś kombinowała. Nie zdążył spytać o nic, po
prostu odeszła zbyt szybko. Na pewno została w mieście. Nie interesował się
dziewczynami, ale gdyby coś miało grozić jego rodzinie lub gildii, powiadomi
pozostałych.
Większość
mieszkańców nie spała, bawiła się na rynku. Dziś postanowili pójść w ich ślady
i chociaż raz nie martwić się o przyszłość.
-
Małe dzieci powinny być z rodzicami… - Wzdrygnął się. W odbiciu szyby zobaczył
długie kosmyki włosów. Osoba za nim zaśmiała się wrednie, przykładała dłoń do
warg. Odwrócił się instynktownie. Stała tam... ona, właśnie jej szukał. W
oczach zauważył błysk, czegoś niebezpiecznego. Cofnął się, lecz ona szybko
stanęła za nim i chwyciła za ramię. - Byłeś wtedy w gildii... kiedy do was
przyszłam.
-
Czego pani chce od Gajeela? - Całkiem zignorował jej wypowiedź.
-
To sprawa dorosłych, mój drogi. Ma coś, co należy do mnie.
-
Doprawdy? Co to takiego?
-
Nie twój interes! - Przesadził. Za bardzo interesował się jej sprawami, w
dodatku jej nie znał. - Daj sobie spokój, chłopczyku, inaczej spotka cię kara.
Świst. Ostrze miecza
wbiło się w sąsiednią ścianę budynku, przecinając trochę włosów panny jak
nożyczki, które upadły pod jego nogami. Rozległ się wrzask tak głośny, jakby
ktoś chciał zranić jego uszy. Tajemnicza postać w kapturze chwyciła go za rękę
i uciekła w głąb miasta, potykając się o własne nogi. Oddychała szybko,
próbując w biegu kontrolować pracę płuc i serca jednocześnie. Przybiła go mocno
do ściany w sporym zaułku.
-
Nic ci nie jest, mały?
-
Nie, dziękuję... - Głos mu się trząsł ze strachu. Sam nie znał magii, nie
wyczuwał jej w sobie. Kiedyś pewnie odkryje swoją moc, a teraz... jest
bezużyteczny i nic nie może zrobić. - … za ratunek.
- W
porządku – Nieznajoma uśmiechnęła się, puszczając go. - Co tu robisz sam?
-
Spaceruję...
-
Wiesz, że mogłeś zostać zabity? Madeleine należy do groźnych osób.
-
Musiałem dowiedzieć się, czego chciała! Była u nas w gildii... Wypytywała o
Gajeela i jakąś tam Louise!
Drgnęła. Madeleine
zaszła tak daleko, a ona cały czas przebywała w marnym punkcie bez wyjścia. W
dodatku znalazła gildię, mogła ich zaatakować! Ratując chłopca bez namysłu
naraziła się bardziej na niebezpieczeństwo.
-
Mówiła coś jeszcze?
-
Nie, nie przypominam sobie... - Westchnął, siadając po turecku na ulicy.
Widziała to dość wyraźnie, martwił się o swoich przyjaciół, chciał pomóc.
-
Jak się nazywasz?
- Romeo - popatrzył na nią niepewnie, nie
ukrywając ciekawości. Czy kiedy była mała, posiadała tą samą, dziecięcą
ciekawość świata i ludzi? Pamiętała o negatywnych odczuciach, jakie zaoferował
jej „dom” i o potwornościach, które musiała wykonać bardzo starannie. Czasami
śniła o wspólnej misji z Gajeelem, o spalonych wsiach i porozrzucanych trupach,
tak niedbale, pozostawionych samych sobie. Nawet psy wąchały martwą skórę, by
zaraz opuścić miejsce. - A ty?
-
Dragana. - Kucnęła przed nim, chcąc być na równi w kontakcie wzrokowym. Nadal
nie ściągała kaptura, widział same spojrzenie, przepełnione strachem i zarys
ust. - Posłuchaj mnie uważnie, musisz natychmiast wrócić do domu, tam będziesz
bezpieczny...
-
Dragana... Grain? - Patrzył na nią podejrzliwie, kiwnęła głową. - Lucy o tobie
opowiadała! - Krzyknął podekscytowany. Zatkała mu usta, przyciskając do siebie.
-
Znalazłam was! - Madeleine stanęła w przejściu, blokując im jedyną drogę
ucieczki.
-
Maddy, to jest nasza sprawa – Odparła spokojnie, podnosząc się. Romeo schował
się za nią, nie pozwoliłaby mu podejść blisko do własnego wroga. - Fairy Tail
nie ma z tym nic wspólnego, zatem pozwól mu odejść...
-
Jeszcze czego! Trzyma TWOJĄ STRONĘ! Jak Gajeel... i Juvia...
Rzuciła się na nich, wyjmując ostrą jak
brzytwę katanę. Dragana chwyciła mocno chłopca i zrobiła kolejny unik,
uskoczyła do góry nad rozwścieczoną przeciwniczką. Po drugiej stronie postawiła
Romeo na ziemi i nakazała, aby się wycofał niezwłocznie. Nie chciał jej
zostawić samej przy tak niebezpiecznej magini. Nie mógł się sprzeciwić. Uciekł,
biegł najszybciej jak potrafił.
Odwróciła się do,
Maddy, która trzymała dłoń na twarzy i lekko pochylała się do przodu. Złapała
ją, dociskając do ściany. Dragana próbowała odepchnąć ją, kopiąc w brzuch,
jednak bezskutecznie, ściskała za mocno.
- Mogłabym zabić cię
tu i teraz... Słodko wyglądałabyś we własnej krwi, wiesz o tym? - Przejechała
palcami po jej wargach. - Za długo czekałam na tą chwilę.... - Zaśmiała się.
Dragana widziała ją jak przez mgłę, traciła widoczność. Chwyciła ją za
nadgarstki, podpalając skórę. Puściła, upadając boleśnie na pośladki. - Ty
suko! Pożałujesz tego...!
- Madeleine! -
Dragana znała ten głos. Rozpoznałaby go w najgorszych snach. - Zdążyliśmy,
Norishige. Aż miło patrzeć na cywilizację... - Chiro rozejrzał się, wzdychając.
Jego pan nie podzielał tej radości. Nie, kiedy przed sobą widział zgubę.
Podniósł ją do pionu, chwytając za włosy. Podciągnął rękaw płaszcza, wyjmując
podejrzaną strzykawkę z dziwnym płynem w środku. Maddy trzymała ją mocno za
usta, żeby nie mogła krzyczeć. Zasnęła w ramionach mężczyzny, wyglądała jak
lalka, którą ktoś sterował za pomocą sznurków.
- Rozprawimy się
później, teraz idziemy do Hadesa. - Oznajmił Norishige, trzymając Draganę w
pasie na ramieniu, traktując ją jak worek ziemniaków.
- Czekaj! Może
zniszczymy Fairy Tail? Jest niedaleko! - Zaproponowała Maddy, uśmiechając się
przebiegle.
***
- Panie, zbliżamy
się do wyspy – Poinformowała Urtear, gładząc szklaną kulę. - Sojusznicy złapali
Louise. Powinni zdążyć przed atakiem. - Zerknęła na mistrza.
- Bardzo dobrze!
Dzięki niej, pokonamy Fairy Tail... - Był szczęśliwy. Wszystko szło zgodnie z
planem. Złapie Zerefa, zniszczy Smoczych Zabójców. To jak spełnienie
najskrytszego snu...
wszystko spoko, ale deklinacja nie boli :D
OdpowiedzUsuń