piątek, 30 maja 2014

06. Nie igraj z ogniem


Straciła ostatnią nadzieję. Mag, który miał jej pomóc w prywatnej misji, odpłynął statkiem. Głuche imię słyszała w myślach, tylko to jej pozostało. Była taka głupia... Nie spytała się o wygląd, nic! A mogla postawić się bardziej Gajeelowi, poprosić Lucy, na pewno przyprowadziłaby Natsu. Słuchała się innych.
Gajeel przyglądał jej się, opierając rękami o burtę statku. Zabronił, aby tu przychodziła, nikt w gildii nie wiedział, kim ona jest, a pokazywanie się publicznie nigdy nie przynosiło nic dobrego. Bał się o nią. Członkowie jej gildii byli bezwzględni, jeśli wpadnie w ich brudne łapska... będzie po niej i to dosłownie. Zamknął oczy. Przyjemny chłód bryzy morskiej opryskiwał gorącą twarz, westchnął z ulgą, zaledwie przez nikłą chwilę. Przypomniał sobie, jak wyglądał przywódca Louise. Najgroźniejszy z nich wszystkich.
Zacisnął pięści, kiedy wyobraźnia podsunęła mu obrazy, jak szorstkie ręce mężczyzny zrywają z niej ubranie, jak brutalnie między palcami ściska niewinne piersi, tak bardzo dziewczęce. Krzyki nic nie pomagają, raczej napędzają napastnika do szybszego działania, bardziej gwałtownego niż dotychczas. A na końcu, kiedy leży spełniony, a drobne ciało dziewczyny opada z sił, dobija ją swoim mieczem, zaciskając mocno ręce na ustach.
 Krew splamiła tors i dłonie, nie przejął się tym, wręcz uśmiechał zadziornie, ostrzem dotykając delikatną skórę kochanki. Gajeel pokręcił głową, uspokajając się. Wychylił się ostrożnie, chciał ją zobaczyć, jeszcze całą i zdrową. Wolał nie myśleć, co Norishige jej zrobi. Bez skrupułów powiesiłby ją nagą za ręce do wysokiej ściany. Powinien powiedzieć mistrzowi o tej sprawie... Najpierw miał ją na oku, trochę podszkolił. Nie był pewny, czy ją zobaczy żywą po egzaminie. Źle by się skończyło, gdyby amulet zabrał ze sobą. Ich wyspa należy do świętych miejsc, nie powinien tego niszczyć w żaden sposób.
- Na co tak patrzysz, Gajeel? - Levy podeszła do niego, uśmiechając się. Denerwował go jej niski, trochę piskliwy głos i jej wzrost. Z czasem się przyzwyczaił. - Musimy wytrzymać... Już za niedługo egzamin.
- Wiem. Dajmy z siebie wszystko! - Poczochrał jej włosy, naburmuszyła się za ten gest. - Ide do mistrza.
- Poczekaj, Gajeel. Chce cię o coś zapytać - wypalił Natsu, zaraz zakrywając usta przed wymiocinami. Nie trzymał się najlepiej, a Wendy nie mogła nic poradzić na jego dolegliwość. To bawiło Gajeela. Potężny smok ognia wyglądał marnie z fioletowymi i zielonymi kolorami na twarzy. - Kim jest ta dziewczyna, blondynka? Wiesz, o kim mówię. Też się na nią patrzyłeś!
- Po co się unosisz? - Gajeel uniósł do góry brew. - Myślę, że mogę ci już powiedzieć, przynajmniej nic nie rozwalisz. To stara znajoma, Dragana Grain. Tak jak my, smoczy zabójca.
- Smoczy.... Zabójca?! - Szepty. Natsu popatrzył się po pozostałych. - Mówisz prawdę, Gajeel?
- To prawda. Możesz uwierzyć lub nie.
Nic nie rozumiał, widział to po jego minie. Wzruszył ramionami i ruszył w kierunku kajuty Makarova. Mistrz zapowiedział się za parę godzin, nie może tyle czekać. Już i tak przedobrzył w Magnolii, nie myślał racjonalnie. Wolał własne ego i egzamin od bezpieczeństwa gildii i Louise. Zapukał.
- Wejść!
- Mistrzu, czy... możemy porozmawiać?
- Ah, to ty, Gajeel. - Makarov przejechał ręką po wąsach, uśmiechając się w typowy sposób. Dziwnie się czuł, jakby mistrz zamierzał wyskoczyć z nagrodą lub zagadką. - O co chodzi?
- Słyszałeś... kiedyś o Hotaru?
Ręka zatrzymała się w połowie wąsów, zmrużył oczy. Sympatyczna atmosfera tak bardzo chciała ulotnić się z tego pomieszczenia i kiedy otrzymała okazję, nikt jej nie widział jak wychodzi przez drzwi.
 ***
Stała przy brzegu, dopóki nie zniknęli jej z oczu. Przydałby się ktoś, kto by ją poprowadził, podpowiedział, jak wyjść z kłopotu. Czuła szarpanie za płaszcz. Dziewczynka o błękitnych włosach, dość niska, trzymała ją za rękaw i patrzyła w skupieniu. Louise widziała w niej, przez nic nie znaczący, ułamek sekundy samą siebie.
- Czemu pani jest smutna? - uśmiechnęła się. - Oni wrócą.
- Tu nie oto chodzi... I skąd masz taką pewność? - Nie wiedziała, jak zwracać się do dziecka. W gildii nie miała ulgi, nie znała beztroskiego podejścia do życia.
- Bo też chcę kiedyś zostać magiem Fairy Tail!
- Anya, chodź tutaj. Bardzo przepraszam za kłopot... - Pojawiła się przy nich kobieta, mniej więcej po trzydziestce, ubrana w długą, granatową suknię z falbanami. Włosy delikatnie wystawały spod kapelusza, do którego ktoś doszył sztuczne kwiaty. Odsunęła małą od zakłopotanej Louise, coś szybko mówiła. - Córka strasznie chciała zobaczyć magów, bałam się, że pójdzie za nimi...
- Tak się nie stało. A przepraszam, wie pani, gdzie odbywa się ich egzamin?
- Wyspa Tenroru.
- Popłyniemy tam, prawda mamo? I zabierzemy naszą nee-san! - Nie odrywała od niej oczu. Po czole kobiety spłynęła charakterystyczna kropelka. Przeprosiła raz jeszcze maginię za małą, po czym oddaliły się do stoiska z watą cukrową, by zaraz zniknąć między straganami.
***
- Możesz mi wytłumaczyć - dyszał, odgarniając sprzed twarzy wysokie, obrośnięte kolcami długie gałązki drzew. - Po co mnie zabrałeś, skoro przegrałem zakład? Wysłaliśmy za nią Maddy...
- Bo jesteście bandą bachorów. Wystarczy spuścić was z oczu, a już są kłopoty - warknął drugi mężczyzna, a ostrymi włóczniami ścinał liście. - Potrzebuję kompana. I chcę ją dorwać...
- No tak, jej kot podrapał ci twarz - wyszczerzył sę, ukazując rząd białych zębów. Cofnął się, słysząc prychnięcie rozmówcy. Zaczyna pomału przekraczać granicę złośliwych uwag. - Gomen, gomen. Jaki mamy plan, Norishige?
Czarne płomienie odcięły im drogę, prowadzącą stromo pod górę. Ukazał im się wysoki chłopak o poczochranych, długich blond włosach. Dziwnie wywijał językiem, śmiejąc się paskudnie. Norishige zacisnął dłonie na rękojeści. Takie typy jak ten przed nimi wyprowadzały go z równowagi. Każdy miał nierówno pod sufitem i był nieobliczalny.
- Mistrz Hades daje wam drugą szansę. Macie sprowadzić ją żywą na wyspę. - Jego głos okazał się bardziej piskliwy, wymieszany z nutką chrypki, niż przypuszczał. Rozłożył na boki ręce, w których rozszalała się jego moc, sprowadzając na nich potężny wicher. W mgnieniu oka zniszczył otaczający las i gałęzie, które podcinali, aby bezpiecznie przejść drogę. - Hotaru ma szansę wrócić do właściciela tej magii. Chyba rozumiecie powagę, prawda panowie?
Przytaknęli, obaj ustawieni w gotowości do ataku. Nieznajomy zaśmiał się i rzucił znowu płomieniami, otaczając ich. Znalazł się przy Chiro, jakby na chwilę zamienił się w cień i wyrósł z ziemi. Rozległ się wrzask, a dłoń chłopaka nabrała czerwonych barw i nowych, świeżych ran. Upadł na kolana, trzymając się prawą ręką za nadgarstek. Zacisnął oczy, żeby nie uronić ani jednej łzy. Nie tak uczyli go w gildii.
- Kara będzie o wiele gorsza, jeśli spieprzycie zadanie. - Po tych słowach oblizał się po łapczywie wargach, sycząc. Zniknął, zostawiając ich w osłupieniu. Czarnowłosy zapalił papierosa, wciągnął kilka razy do płuc jego truciznę. Mógł obronić Yuichiro, ale nie chciał. Mag sam musi nauczyć się walczyć, używać umysłu podczas walki. Jeśli tego nie potrafi, powinien zdechnąć na miejscu. Wypuścił papieros z ust, formując kółka z dymu. Pięść mu drgała, a w tęczówkach Chiro zobaczył przerażający błysk.
- Louise... Zapłacisz mi za to!
***
Madeleine skrzywiła się na widok Magnolii. Wszystko nie tak. Spokojna okolica, uśmiechnięci mieszkańcy. Wszędzie widziała przejaw różu i słodkości. Nie odpowiedziała nawet rybakom na miłe powitanie i uwagę, żeby nie wpadła do kanału. W dodatku skwar był nie do zniesienia, a lekki materiał sukienki zaczynał przyklejać się do kobiecego ciała, uparcie. Bez pukania weszła do gildii Fairy Tail. Od razu czuła na sobie wzrok każdego maga, nastała głucha cisza. Szklanka rozbiła się na podłodze przy barze, ktoś głośno wciągnął powietrze do płuc.
- W czym możemy panience pomóc? - Zerknęła na mężczyznę, który opierał się o stół przy barze. Poprawił biały płaszcz, już i tak mocno wygładzone włosy, poruszył niebezpiecznie wąsami. Głupi starzec po czterdziestce. Natychmiast podszedł do niej i ująl jej dłoń w swoją, puszczając oczko.
- Macao, nie podrywaj jej, jeszcze się wystraszy...
- Właśnie, tato! - Niski chłopak popchnął na bok ojca, aby ten puścił jej dłoń. Wysiliła się na podziękowanie.
- Szukam tych dwóch osób - zaszczebiotała, pokazując zdjęcie Gajeela i Dragany. - Należą do tej gildii.
- Gajeel tak, ale jej nie znam - wskazał na Louise. - Podobno jakaś kręciła się przy nim, tak mówił Natsu-nii. Gajeela pani nie znajdzie, niedawno popłynął na egzamin...
Carla otworzyła szeroko oczy, wypuszczając z łap posiłek. W umyśle zobaczyła upadek wyspy, walczących magów i tą blondynkę, o której wspomniała nieznajoma, osłaniającą własnymi plecami Natsu.
- Dziękuję za informacje. - Ukłoniła się. Wyszła, zarzucając różowymi włosami za siebie. Jeszcze ich nie zaatakuje. Poczeka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz