piątek, 26 grudnia 2014

11. Podnosisz się, by znów upaść!

       


        Dotarły na miejsce. W porę dostrzegły wielkie pobojowisko i dwóch rannych. Gdzieś leżał pobity wojownik wrogiej gildii, a więc… Natsu go pokonał! Był w stanie tego dokonać na oczach dziadunia.
- Wendy, proszę… - Usłyszały słaby głos Makarov. Bez wahania podbiegły do rannych. – ulecz Natsu…
- Ciebie też uleczę, mistrzu! – Zarzekła się młoda zabójczyni. Poprawiła fryzurę, związała włosy w koński ogon. Najpierw uleczyła mistrza, tak jak obiecała. Nie wiedziała, który był w poważniejszym stanie. – Dobrze, teraz Natsu-san… - przyłożyła ręce do jego klatki piersiowej. Mimo prób, równomiernego rozłożenia mocy na ciele chłopaka jego stan nie poprawiał się. – Nie rozumiem…
- To przez jego szalik, blokuje dobrą magię. – wyjaśnił mistrz, wskazując na szalik Natsu. Wcześniej Dragneel wspominał, że Zeref mu to zrobił. Ponownie przystąpiła do leczenia, tym razem zaczynając od szalika. Przywróciła biały kolor, jak i zdrowie.
***
      Szły w milczeniu, żadna nie chciała rozpocząć rozmowy. Zeref, trzymany przez Urtear na plecach, wyglądał na wykończonego. Nie obudził się do tej pory, słabiej oddychał. Dla Louise zwyczajnie zapadł w długi sen, z którego może się nie obudzić. Teraz należał wyłącznie do Urtear, do Grimoe Heart. Nic nie mogła na to poradzić, a próba obudzenia go przyniosłaby dla niej same niekorzyści. Po co miałaby denerwować Ur, skoro zyskała jej przychylność? Czuła na sobie jej badawczy wzrok, ale się nie odzywała. Tym spojrzeniem cały czas ją pytała, co się stało. To wina Natsu, zrobił jej straszny mętlik w głowie. Widzieli się może dwa, trzy razy, raz na pewno wpadli na siebie na ulicy i prawie skoczyli sobie do gardeł, a teraz nazywa ją przyjaciółką i chce sprowadzić do domu. Niby jakiego? Ona go nie posiadała, nawet gildia Grimoe Heart nie była dla niej domem, czymś w rodzaju krótkiego postoju, aby mogła zaczerpnąć powietrza, chociaż na chwilę. W tym momencie liczył się sojusz z Hadesem, tylko on był w stanie przywrócić ją do normalności albo dodać sił, aby mogła bez problemu stanąć do walki.
- Zrobiłyśmy sporo kilometrów, odpocznijmy.
- Jest ciężki? – patrzyła jak Ur siada pod drzewem i kładzie głowę Zerefa na rozłożone kolana. Uśmiechała się delikatnie. – Odpocznijcie, ja zrobię za warte.
- Nie musisz…
- To ciebie wyczułem! – Przed nimi stanął… Natsu? Posiniaczony, ledwo stał na nogach. Czyżby Zancrow dał mu w kość aż za bardzo? Nie… Wytarł ręką strużkę krwi i się uśmiechał szeroko. Pokonali jednego z ich drużyny. – Byłaś wtedy na tej wyspie z Deliorą, w dodatku facetem! – Spojrzała pytająco na Ur, która podśmiewała się cicho z chłopaka. – i kim jesteś? Wyglądasz znajomo – odparł, kierując teraz słowa do Louise. Miała ochotę do niego podejść i uderzyć w pustą głowę, coś ją powstrzymało.
- Natsu, to jest ta sama dziewczyna, która pomagała Zancrowi, ale nieco… zmalała? – Niebieski kot fruwał wokół niego, aż po chwili schował skrzydła i usiadł mu na ramieniu. – nie wyczuwam od niej silnej magii… Jest teraz jak Wendy. Mała, niezbyt silna, niedoświadczona.
- Dragana?! – Przejechała otwartą dłonią po twarzy, teraz zrozumiał. – Kto ci to zrobił?
- A czy to ważne? – mruknęła, złączając palce dłoni razem i wyciągnęła do przodu, jakby bez krępacji się przed nim przeciągała niczym kotka. Zacisnął pięść. – O co chodzi czupryno? Zabolało? Nie muszę ci mówić, a Dragana nie może podejść do telefonu!
- Ja z nim będę walczyć, odsuń się. – rozkazała Urtear – opiekuj się Zerefem, z tym cieniasem pójdzie raz dwa.
- Nie lekceważyłabym go, pokonał Zancrowa….- zauważyła słusznie Louise.
- Po czyjej ty jesteś stronie?! Nie ogarniam tego! – Kot dostawał szału, dotknął łapkami policzków, które lekko się nadymały. Oczy miał szeroko otwarte. Ur wskoczyła na wysoką gałęzie drzewa, po jej ręce delikatnie przejechała jej szklana kula i zaraz lewitowała przy jej palcu.
- Co powiesz na walkę jeden na jednego?
- Pod jednym warunkiem… - Ustawił się w pozycji bojowej, napinając wszystkie mięśnie. – Jeśli wygram, Dragana idzie ze mną.
- Musisz ją spytać, czy tego chce – Ur  nie czekała, aż Natsu wykona pierwszy ruch. Znowu - pomnożyła kule. Z jednej w błyskawicznym tempie zrobiła kilkanaście.
- Nie chcę go widzieć! – wykrzyknęła Louise, na tyle szczerze, aby od razu dotarło do nich. W środku czuła inaczej, znowu odzywał się obcy głos w umyśle. W kółko powtarzała te same zdanie, od dwóch godzin. Spokojnie, aczkolwiek w denerwujący sposób. To nasz przyjaciel…. – Nie jesteś moim przyjacielem, rozumiesz?! – mówiła do niej, wykrzykując słowa na głos trochę nieświadomie – Gdzie byłeś, jak Zeref przemieniał mnie w dzieciaka?! Albo jak ci z White Crow napadli w porcie?! Albo jak obrywałam porządnie od Gajeela? – Nie ruszył się o milimetr, zapadła niezręczna cisza. Patrzył się tylko na Draganę, nikogo innego. – A teraz najlepsze! Wcale o mnie nie myślałeś przez te minione lata, nigdy! I nawet nie wiesz, że w chronię ci dupsko! – uniosła w dłoni kryształ. – Nic nie wiesz, więc spadaj!
- To nie tak, ja… - Podrapał się po głowie, szykując wymówki. Usłyszeli głośne westchnięcie Ur, zaczynała się niecierpliwić. – Happy, pomóż mi! – zwrócił się do kota, płaczliwym głosem.
- Sam musisz naprawić swoje błędy, Natsu – kot wrednie poruszał wąsami, naśmiewając się cicho z chłopaka.
- No weź!
          Ich dalszą kłótnię przerwała Urtear, która wyczarowała, podobnie jak w przypadku Zerefa, kilkadziesiąt kul. Louise, mimo, iż stała z boku doskonale widziała w każdej kuli obraz zdenerwowanego i zakłopotanego Natsu. Nie zdążył odskoczyć, kiedy Ur wysłała w jego kierunku pociski, zadając mu poważne obrażenia na ciele. Zdążył zasłonić się rękami i w pewnym momencie zahamować nogą nadchodzący upadek, wbijając w jedną z kul swoją pięść, pokrytą ogniem, rozbijając ją na małe kawałeczki. Niestety magia Urtear nie pozwoliła, aby przestała całkowicie istnieć. Przed całkowitym rozpadem kula powróciła do normalności. Magia… czasu, tak to nazwała. Louise nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak tajemniczego. Natsu wylądował na niższej gałęzi drzewa. Znów mierzyli się spojrzeniami, jednak Urtear zachowała naturalny spokój. Coś mówiła do niego, bardziej potęgując jego złość.
Przyjaciel… To nasz przyjaciel… Przypomnij sobie!
- Zamknij się… - zacisnęła mocno zęby na dolnej wardze, powodując lekki ból. Kule Ur lewitowały nadal w powietrzu, niektóre podleciały do niej. – Zamknij się, do cholery!! – chwyciła się za ramiona, jakby było jej przeraźliwie zimno i kucnęła na jedną nogę. Głos jej drżał, do oczu napłynęły łzy. Ręce pokryły się czarnymi błyskawicami.
- Dragana! – Natsu wyciągnął w jej stronę rękę. Był przerażony. Pomału przestawało mu zależeć na walce z Urtear, chciał tylko ją przytulić.
- Odsłoniłeś się – warknęła Ur, nowa fala ataku uderzyła Natsu, nie zdążył odskoczyć. Spadł z hukiem, przyjmując na siebie każdy cios.
- Natsuuu!! - To był jej krzyk, uniosła do góry głowę. Twarz miała zapłakaną, oczy napuchnięte. Przecież nie chciała go słuchać, ani być jego przyjaciółką, więc dlaczego tak zareagowała? Nic mu się nie stanie. Widziała jak trochę zdyszany Happy podbiegł do niego i łapkami dotykał przedramienia. Wstał z uśmiechem, a Ur zwinnie zeskoczyła na ziemię, zostawiając jedną kulę przy sobie. Ruszył na nią bez chwili zawahania. Już wymierzał atak nogą, kiedy pod jego but coś a raczej ktoś wpadł. Ta osoba przypominała jej miśka, dużego i puchatego. Ale który miś ma kręcone, czarne włosy? I włada lalką woodo? Jego szyja była obwiązana grubym materiałem od peleryny, która zasłaniała jego plecy. Na brzuchu zakładał brązowe paski, układające się w literę X pośrodku torsu. Chodził w butach, które z daleka wyglądały jak małe skarpetki. Nie posiadał spodni, te brązowe szelki podtrzymywały jego majtki. W posturze u Louise wstręt powodowały małe usta i skośne oczy na ogromnej twarzy, zupełnie nieproporcjonalne do jej całości. W dali rozległ się radosny krzyk Lucy, kiedy grubas upadł z siniakiem na policzku tuż obok Urtear.
- Lucy?! A ty co tutaj robisz?!
- O to samo mogłabym ciebie spytać… Ale dzięki temu żyję – Lucy rozejrzała się dookoła. Tak jak Natsu sama stoczyła ciężką walkę. Jej bluzka ledwo zakrywała ogromne piersi, a niektóre skrawki jeszcze spadły na ziemię, odsłaniając bardziej posiniaczone ciało blondynki. – Też z kim walczysz?! I chwilka… To przecież… - zerknęła na Draganę, zatykając usta dłońmi. Natsu kiwnął głową, potwierdzając jej przypuszczenia.
- Zeref zamienił ją w dzieciaka… Nie daruję mu tego! Znajdę i skopię dupsko!
- Nie potrzebuję twojej litości, idioto! Powiedziałam ci, żebyś stąd spadał! – Wcześniej wiele osób ją poniżało przed wszystkimi, ale on zdecydowanie przesadził.
- Taa? A kto przed chwilą krzyczał moje imię?! Tak jakbyś mówiła „pomóż mi, Natsu! Myliłam się!”
- Nieprawda!
- Kain, co ty tu robisz? – Urtear zwróciła się do kolegi, nie pomagając mu wstać. Słuchała jego bełkotu z zażenowaniem. – Dragano, choć tu do mnie. – Louise posłusznie podniosła się z miejsca, nadal ignorując poparzenia na dłoni jakie zaoferowały jej czarne błyskawice. Była za słaba, aby mogła zmierzyć się z Natsu w pojedynku. W tym samym czasie Natsu utworzył drużynę z Lucy, pewnie Urtear w jakimś stopniu to mogła przewidzieć.
- Pani Urtear, Dragano, ta parka nie jest warta waszego czasu! Sam się z nimi rozprawię!
- Odpada koleś! Mamy ustalone dwa zespoły dwa na dwa! Dragana się nie liczy, bo jest dzieciakiem… - odparł Natsu poważnie, wyciągając rękę przed siebie, wskazując na nich. Louise zacisnęła pięść. Już chciała odpyskować i nawet zaatakować, lecz poczuła na ramieniu uścisk Urtear.
- W takim razie zostawiam ich tobie. Muszę zaprowadzić Zerefa przed oblicze Hadesa. Dragana idzie ze mną, potrzebuje jego pomocy. – powiedziała uspokajająco, nie puszczając jej ramienia. To był znak. Kain ich pokona, na pewno!
- Nie możemy im na to pozwolić, Natsu! Chcą stworzyć świat wielkiej magii… - Lucy bardziej się zdenerwowała, przejmowała się losem ludzi. Nie rozumiała, dlaczego Dragana jest z nimi i im pomaga. To by oznaczało, że nie są przyjaciółkami a wrogami, prawda?
- Nie oddałem im jeszcze za to, co zrobili z moim szalikiem! I z Draganą! Nie popuszczę jej tego, do cholery! – Natsu ruszył na nich, prosto na Urtear. W wyskoku szykował atak z płomieni. Nie zdążył, uprzedził go Kain, który magią wiatru odepchnął chłopaka daleko do tyłu.
- Liczę na ciebie. Idziemy, Dragano – Dopiero teraz ją puściła, dając więcej swobody. Obie wzięły pod pachy nieprzytomnego Zerefa. Chciały jak najszybciej dostać się na statek…
***  
- Wszystko w porządku, Wendy? – spytała Carla, bliżej podchodząc do dziewczyny. Przed chwilą uleczyła Natsu, przywróciła jego szalik do przedniego stanu, a on nawet jej nie podziękował, tylko pobiegł przed siebie za obcym zapachem. Zachowywał się jak dziki zwierz, nigdy nie pomyśli. Marvell posłała jej delikatny uśmiech. Nie była zła na Natsu, być może wyczuł nowego wroga i chciał to sprawdzić, tym samym ochraniając ich. – Skoro tak, powinnyśmy mistrza zaprowadzić do obozu, tam wydob… - urwała w połowie zdania. Ta sama przepowiednia pojawiła się nagle w jej głowie. Urwane, nieposkładane obrazy. Tym razem widziała Erzę, za nią upadek magicznego drzewa. Po starych obrazach zobaczyła zupełnie nowe. Dziewczynka w wieku Wendy, albo młodsza, z kryształem w ręku, który emanował złowrogą mocą. Dziwny kształt innego przedmiotu wyłaniał się obok niej, a cień dziewczyny posyłał im bestialski uśmiech. Jej ręka dotykała brakującej części. Przy niej leżała martwa Wendy, która dotykała opuszkami palców ręki martwego Natsu. – Nie! To nie może być prawda!
- Carla, co się dzieje…? – Wendy kucnęła przy niej. Gdyby nie ona, na pewno zginęłaby na tamtej górze. W porę przybyli na ratunek, tuż po wystrzeleniu ostrzegawczej floty.
- Widzę, że jestem wam winny wyjaśnienia… - mruknął Makarov. Carla zobaczyła przyszłość związaną z Draganą i Natsu. Gajeel zbyt długo trzymał te informacje przed przyjaciółmi. Jako mistrz poniesie za to odpowiedzialność, nie odłoży tego do samego końca egzaminu. Nie ma na to czasu. Hades z pewnością szuka brakującego kawałka. Pewnie myśli, że znajduje się na wyspie, dlatego spotęgował swoją rządzę mordu.
- Mistrzu, nie powinieneś się przemęczać… nic nie mów – poprosiła Wendy. Makarov nie wyglądał na człowieka, który łatwo z czegoś rezygnuje.
- Póki nie straciłem sił, chcę wam powiedzieć. Zabójcy Smoków są zagrożeni – Wendy słysząc jego poważną wypowiedź, wymieniła z Carlą zmartwione spojrzenia. Westchnął, poruszając nieznacznie wąsami. – Czy któraś słyszała o Krysztale Smoków?
- Krysztale Smoków? – nigdy o nim nie słyszały, nie ukrywały zdziwienia.
- Początkowo myślałem, że to legenda… Słuchajcie. W czasach dynastii smoków, kiedy pojawili się pierwsi zabójcy, smoki zapragnęły bardziej chronić swoich wychowanków. Z własnych mocy stworzyły kryształ w tym celu. Tylko ich dzieci mogły go używać. Niestety, Czarny Mag Zeref ukradł go i położył na nim łapy. Zrobił pieczęć, która idealnie pasuje do kształtu kryształu. W środku pieczęci są jego pokłady mocy. Jeśli umieści się kryształ, użytkownik zdobędzie moc do unicestwienia smoczych zabójców. Sam kryształ może absorbować moc właściciela, czyniąc go nieco słabszym. Obawiam się, że Hades będzie chciał to wykorzystać. Gajeel wspominał wam o Draganie, prawda? – przytaknęły. Były zbyt wstrząśnięte słowami mistrza, aby cokolwiek powiedzieć. – Nie wiem jak, ale kryształ istnieje i trafił w jej ręce… Hades ją wykorzystuje. Zrobi wszystko…  Błędnie wywnioskował, że na wyspie znajduje się brakujący element.
- Czy jest ktoś, kto zna prawdziwe położenie przedmiotu? – pierwsza głos odzyskała Carla.  – Mistrzu…..?! – Nie odpowiedział, znów stracił przytomność. Jego ciało nie zniosło nadmiaru wysiłku.  - Trzeba poinformować o tym Natsu!


poniedziałek, 1 grudnia 2014

10. Czarny mag Zeref, cz.2 (ostatnia)

           

        

             Zraniony, ledwo podniósł się z twardego podłoża. Jego ciało na nowo przeszył ból, a na skórze zauważył kilka nowych ran. Słyszał śmiech w oddali. Już miał odpowiadać atakiem, kiedy napotkał wzrokiem na poturbowanego mistrza. Nie potrafił znaleźć słów na rozpierającą go wściekłość.
- To mistrz Makarov? Ha! Znaczy, że mistrz Hades go załatwił! Nie macie z nami szans! – Na nowo wzmocnił siły. Musi ochronić mistrza, żeby Zancrow nie położył na nim swoich brudnych rąk. – Po tej akcji koniecznie trzeba zająć się Draganą… i ją podszkolić. Będzie waszym cieniem.
- Jeśli tylko włos spadnie jej z głowy… - głos Natsu był spokojny, przytłumiony złością. Zbił trochę Zancrowa z tropu, przestał się wywyższać nad nimi, a pomału zastanawiać, czy to, co wypowiada do magów Fairy Tail jest właściwe. – Zabije cię.
- Kim wy dla siebie jesteście? Brzmisz, jakbyście byli stęsknionymi kochankami.
- Mówiłem to wcześniej, jest moją przyjaciółką. Tak jak wszyscy w Fairy Tail… - mówił wolno, wyraźnie odczuwał przerażenie, a zimny pot spływał po jego skórze. Wyciągnął rozłożone ręce do przodu, próbując ruszyć choćby palcem. Cały się trząsł jak galaretka. - Czy to jest strach…?
- Tak, to strach! Kiedy mierzą się z doskonałą mocą, ludzie uciekają do strachu, aby się w nim pogrążyć! Wiesz, jak tamci chcieli szkolić Draganę i poniekąd im się to udało? Właśnie przez strach chcieli zwiększyć jej moc.
- Natsu… - Makarov zaczął się przebudzać, rozglądając się dookoła. Jego podopieczny walczył z wrogiem, był u kresu sił. Tak jak on nie dał rady Hadesowi, tak Natsu zaraz polegnie i zostanie boleśnie pokonany. Chyba, że zwoła wszystkich i uciekną z wyspy, a on zatrzyma ponownie Hadesa. To jedyne wyjście. Nie przejmował się blondwłosym typkiem, ani tą Draganą, która nagle pojawiła się na ich wyspie, liczy się życie jego dzieci. – Uciekaj stąd, proszę cie…
      Po tych słowach, Natsu otoczył się czystym płomieniem, chcąc przekazać wszystkim, jak bardzo jest napalony do dalszej walki. Ktoś musi zamknąć usta temu pajacowi. Dał mu tylko dowód na to, że Dragana od samego początku cierpiała, zniosła więcej od niego. Zignorował kolejną prośbę mistrza, nie opuści tej wyspy.
- To nie tak… - zacisnął pięści, a kły wydłużyły się nieznacznie. – To jest strach, ale nie z powodu przegranej. Trzęsę się, ponieważ osoba, która zraniła dziadka i Draganę, może zostać zmieciona z powierzchni ziemi przez kogoś innego niż ja! Mistrzu Hadesie, własnoręcznie cię pokonam! Nigdy ci nie wybaczę! – ziemia pod jego nogami aż popękała od sporej siły, którą miał w stopach przez płomienie.
- Pokonasz mistrza Hadesa? – Zancrow oparł czoło o jego, posyłając mu mordercze spojrzenie. Wyglądał, jakby długo nie widział martwego ciała ani nie czuł zapachu świeżej krwi. – Uwolnisz od nas Draganę? Człowieku, nawet śmiać mi się nie chce przez twoją przemowę!
Odsłonił się. Natsu skorzystał z okazji i odepchnął go mocnym kopniakiem, by następnie unieść się lekko w powietrze, aby z góry szybko i lepiej atakować w słabe punkty maga rozmieszczone na ciele. Zancrow odparł to strumieniem czarnych płomieni, jednak Natsu ponownie uskoczył, robiąc zwinnie uniki.
        Nogami odpychał się od ogromnych kawałków drewna, które tworzyły się przez niszczenie drzew w trakcie ich walki. Wykorzystał jeden z nich i uderzył nim w Zancrowa, tak, aby ten całkowicie znalazł się pod ciężarem drewna. To tylko na chwilę go przytrzymało. Zancrow błyskawicznie spalił, a jego płomienie stały większe i potężniejsze od Natsu, został zamknięty w ogromnej kuli czarnych płomieni. Nie przewidział tego. 
– Spójrz na siebie! Te twoje płomyczki nie są w stanie pokonać mojego mistrza, a tym bardziej ochronić przyjaciółkę – ostatnie słowo wypowiedział z nieudawaną odrazą. – to podstawowa różnica między naszymi mocami. Druga… - zachwycony patrzył, jak z ust Natsu wypływa krew. – moje płomienie lubią pożerać magów. Jesteś skończony.
     Natsu uśmiechnął się chytrze. Jak każde płomienie i te zamierza spróbować po raz kolejny. To nic, że poparzy sobie gardło, albo znowu zakrztusi się krwią. Wpuścił do ust kilka czarnych płomyczków. Niebezpiecznie zawróciło mu się w głowie, jego organizm stanowczo odrzucał ten rodzaj ognia.
      Nagle gigantyczna dłoń złapała Zancrowa w pasie, ściskając go mocno. Przez niewielkie szpary w płomieniach, widział poważną minę dziadka. Nie wiedział kiedy, ten przybliżył się do niego. Na moment zapomniał o pomyśle, był uwięziony, a mistrz w niebezpieczeństwie i  nie mógł nic zrobić.
- Nie próbuj ranić tego chłopca na moich oczach! Porachuję ci wszystkie kości! – Natsu zamurowało. W dodatku wolniej oddychał. Płomienie Zancrowa pomału niszczyły jego smocze narządy.
- Aż tyle masz w sobie siły? Dawaj, inaczej stracisz rękę! – Teraz sam Zancrow pokrył się magią, stawiając mistrza w gorszej sytuacji, jednak on nie chciał puścić, a wzmocnił uścisk, pojawiły się żyły na jego skórze.- Zastanawiam się, kto pierwszy kopnie w kalendarz! Ja, dziadek, czy ten podrzędny smoczy zabójca!
- Przestań, dziadku! Proszę! – Teraz Natsu prawie płakał. Już dawno nie czuł takiego przerażenia i mokrych policzków.
- Nie lekceważ siły naszej rodziny… - wymamrotał Makarov. To nie ruszało boskiego zabójcy, wręcz przeciwnie, uśmiechał się szaleńczo. Natsu miał dosyć. Wydzierał się głośno, natomiast jego siła płomieni wzrastała gwałtownie. Jasny płomień został uwolniony w czarnej kuli. Złowrogie były silniejsze, był zmuszony, żeby zjeść własny ogień. Przez dłuższą chwilę unosił się, nie dając znaku życia.
- A jednak smoczy zabójca! Wiesz, Dragana chciała zrobić ci dokładnie to samo! A ty ją nazywasz przyjaciółką! – śmiał się, wkurzając bardziej Natsu. Nie odpowiedział mu od razu, kiedy poczuł znajome ciepło w żołądku, pomału pożerał czarne płomienie, stojąc już na ziemi. Zancrow wpatrywał się zaskoczony, z rozwartą buzią. Dziadek wiedział, co zrobił. Użył  niebezpiecznej „sztuczki”, aby się uwolnić i ostatecznie przygotować do kontrataku.
- Ty idioto! Próbujesz się zabić?! – wyrzucił Zancrowem w powietrze, a ten spadał niedaleko Natsu. Zaraz to wszystko się skończy. Na dwóch pięściach zapalił różny ogień, swój i wroga. Teraz zwycięży.
- Nie mam zamiaru umierać. Wszyscy wrócimy do domu, do naszego Fairy Tail. A Dragana pójdzie z nami… - Złączył obie moce w jedną, potężniejszą. Wyskoczył w górę i zamknął w niej Zancrowa, pokonując go jego własną bronią. Nic już nie miał do powiedzenia.
***
             Pierwszy raz widziała tak zaciętą walkę. Żadna ze stron nie chciała ustąpić. Urtear bredziła coś o tym, że Zeref miałby przejąć stanowisko dowódcy Grimoe Heart i razem z nimi zawładnąć światem, stworzyć wielki świat magii. Oczywiście, żyliby w niej tylko najsilniejsi, co nie spodobało się Louise. Mroczna gildia nie zapominała o smoczych zabójcach, dlatego szukali Hotaru. Chcieli wybić ich wszystkich, albo zmusić aby się przyłączyli. 
          Podobno Urtear wyczuła tutaj brakującą część do jej medalionu, ale nie wiedziała, że to okazało się pustą zmyłką. Znajdowała się gdzieś indziej. Cóż, nawet moc przewidywania przyszłości może zgubić człowieka.
           Zeref przegrywał. Jego ataki niewiele dawały, przestał się bronić. Urtear, trzymając się za zranione ramię otoczyła go sporymi kulami, mające w sobie potężne ładunki. Oberwał nimi.
Chciała podbiec, ale coś ją zatrzymało. Co ona może zrobić, skoro on sam zmienił ją w małą dziewczynkę? Jedynie, co mogła, to wysłać nic nie warte iskry, które nawet nie dotrą do przeciwnika na czas i nie zrani, a zaledwie połaskocze. Była bezsilna.
- Natsu…
 Pokręciła głową. Nie widziała, dlaczego to powiedziała. Musi się wziąć w garść i to jak najszybciej.
Zeref upadł wprost w ramiona Urtear. Czarnowłosa posadziła go na swoich kolanach, szeptała łagodzące słowa. Zeref się mylił. Zdobyli jego i zdobędą Hotaru.
- Mistrz Hades będzie wiedział, jak zdjąć urok. – wzdrygnęła się na jej głos, podchodząc bliżej niej. – chyba nie zmydlił ci za bardzo oczu? Jak mówił o pokoju na świecie? – wskazała na Zerefa, kładąc mu troskliwie dłoń na policzku.
- Nie, panienko Urtear - usiadła obok nich. Zeref wyglądał tak niewinnie… - powinnyśmy ruszać z powrotem do statku. Zancrow na pewno pokonał…. tamtego maga.  – brzydziła się sobą.
- Za chwilę. Tu jest tak przyjemnie… - Urtear mocniej przytulała Zerefa, gładząc go po włosach. Zbierało się jej na wymioty. – Ciekawe, jak Meredy sobie radzi. Koniecznie chciała zając się numerem 13.
- A kto to jest? Gildia nie wtajemniczyła mnie w plany, niedawno się obudziłam. – nie urywała zaciekawienia. Jeszcze Ur zaczęłaby coś podejrzewać, że coś zaprząta jej głowę.
- Zapewne się domyśliłaś, że chcemy zniszczyć każdego, kto stanie nam na drodze do zdobycia celu. Przez przypadek okazało się, że to wyspa należąca do Fairy Tail, a jej członkowie są tutaj razem z mistrzem. Cel Meredy ma numer 13, to Gray, walczy w moim imieniu. Nie ma potrzeby, bym mówiła ci, dlaczego. Zresztą… niedawno rozpierała cię energia i chciałaś koniecznie iść na frontowy atak. Co się stało, że wróciłaś?
- Chciałam walczyć, ale Zancrow mnie odesłał… źle wymierzyłam trasę i wylądowałam przy Zerefie. Resztę możesz się domyślić. – Ur kiwnęła głową. – w tej wersji wam się nie przydam… - patrzyła na taflę wody, obserwując jak liście subtelnie odbijają się od jej powierzchni, by zaraz zawirować nad nią.
- nasz mistrz specjalizuje się w czarnej magii, odmieni cię do wcześniejszego stanu. Prawdopodobnie, będzie chciał coś w zamian. – Odruchowo chwyciła ręką za wisiorek, zawzięcie patrzyła na towarzyszkę. Ur uśmiechnęła się pewnie. – Twoją lojalność, a jeśli chodzi o Hotaru… dasz mu wierność, a on oszczędzi ci życie.
- Nie obchodzi mnie, co się stanie z innymi smoczymi zabójcami. Urodziłam się po to, by zabijać… tak było od zawsze. – Urtear widziała, jak niewinne ciało bardziej pochłania czarną moc. Na moment oczy Louise zrobiły się krwiście czerwone, a na zewnątrz ust wyszły jej smocze kły. Włosy pod wpływem silnego podmuchu delikatnie zafalowały. Przypominała małego wampirka. Jej druga osobowość zaczęła pochłaniać prawdziwą maginię.

- Skoro już to ustaliłyśmy, to chodźmy. – Podniosły się obie. Urtear sama chciała nieść Zerefa na barkach. Dragana wzruszyła ramionami. Gdy przeszły dłuższą trasę, znowu się zawahała. Poczuła znajomy zapach w pobliżu. I nie chodziło o Kaina Hikaru, który gdzieś walczył z Lucy, a o Natsu.