poniedziałek, 1 grudnia 2014

10. Czarny mag Zeref, cz.2 (ostatnia)

           

        

             Zraniony, ledwo podniósł się z twardego podłoża. Jego ciało na nowo przeszył ból, a na skórze zauważył kilka nowych ran. Słyszał śmiech w oddali. Już miał odpowiadać atakiem, kiedy napotkał wzrokiem na poturbowanego mistrza. Nie potrafił znaleźć słów na rozpierającą go wściekłość.
- To mistrz Makarov? Ha! Znaczy, że mistrz Hades go załatwił! Nie macie z nami szans! – Na nowo wzmocnił siły. Musi ochronić mistrza, żeby Zancrow nie położył na nim swoich brudnych rąk. – Po tej akcji koniecznie trzeba zająć się Draganą… i ją podszkolić. Będzie waszym cieniem.
- Jeśli tylko włos spadnie jej z głowy… - głos Natsu był spokojny, przytłumiony złością. Zbił trochę Zancrowa z tropu, przestał się wywyższać nad nimi, a pomału zastanawiać, czy to, co wypowiada do magów Fairy Tail jest właściwe. – Zabije cię.
- Kim wy dla siebie jesteście? Brzmisz, jakbyście byli stęsknionymi kochankami.
- Mówiłem to wcześniej, jest moją przyjaciółką. Tak jak wszyscy w Fairy Tail… - mówił wolno, wyraźnie odczuwał przerażenie, a zimny pot spływał po jego skórze. Wyciągnął rozłożone ręce do przodu, próbując ruszyć choćby palcem. Cały się trząsł jak galaretka. - Czy to jest strach…?
- Tak, to strach! Kiedy mierzą się z doskonałą mocą, ludzie uciekają do strachu, aby się w nim pogrążyć! Wiesz, jak tamci chcieli szkolić Draganę i poniekąd im się to udało? Właśnie przez strach chcieli zwiększyć jej moc.
- Natsu… - Makarov zaczął się przebudzać, rozglądając się dookoła. Jego podopieczny walczył z wrogiem, był u kresu sił. Tak jak on nie dał rady Hadesowi, tak Natsu zaraz polegnie i zostanie boleśnie pokonany. Chyba, że zwoła wszystkich i uciekną z wyspy, a on zatrzyma ponownie Hadesa. To jedyne wyjście. Nie przejmował się blondwłosym typkiem, ani tą Draganą, która nagle pojawiła się na ich wyspie, liczy się życie jego dzieci. – Uciekaj stąd, proszę cie…
      Po tych słowach, Natsu otoczył się czystym płomieniem, chcąc przekazać wszystkim, jak bardzo jest napalony do dalszej walki. Ktoś musi zamknąć usta temu pajacowi. Dał mu tylko dowód na to, że Dragana od samego początku cierpiała, zniosła więcej od niego. Zignorował kolejną prośbę mistrza, nie opuści tej wyspy.
- To nie tak… - zacisnął pięści, a kły wydłużyły się nieznacznie. – To jest strach, ale nie z powodu przegranej. Trzęsę się, ponieważ osoba, która zraniła dziadka i Draganę, może zostać zmieciona z powierzchni ziemi przez kogoś innego niż ja! Mistrzu Hadesie, własnoręcznie cię pokonam! Nigdy ci nie wybaczę! – ziemia pod jego nogami aż popękała od sporej siły, którą miał w stopach przez płomienie.
- Pokonasz mistrza Hadesa? – Zancrow oparł czoło o jego, posyłając mu mordercze spojrzenie. Wyglądał, jakby długo nie widział martwego ciała ani nie czuł zapachu świeżej krwi. – Uwolnisz od nas Draganę? Człowieku, nawet śmiać mi się nie chce przez twoją przemowę!
Odsłonił się. Natsu skorzystał z okazji i odepchnął go mocnym kopniakiem, by następnie unieść się lekko w powietrze, aby z góry szybko i lepiej atakować w słabe punkty maga rozmieszczone na ciele. Zancrow odparł to strumieniem czarnych płomieni, jednak Natsu ponownie uskoczył, robiąc zwinnie uniki.
        Nogami odpychał się od ogromnych kawałków drewna, które tworzyły się przez niszczenie drzew w trakcie ich walki. Wykorzystał jeden z nich i uderzył nim w Zancrowa, tak, aby ten całkowicie znalazł się pod ciężarem drewna. To tylko na chwilę go przytrzymało. Zancrow błyskawicznie spalił, a jego płomienie stały większe i potężniejsze od Natsu, został zamknięty w ogromnej kuli czarnych płomieni. Nie przewidział tego. 
– Spójrz na siebie! Te twoje płomyczki nie są w stanie pokonać mojego mistrza, a tym bardziej ochronić przyjaciółkę – ostatnie słowo wypowiedział z nieudawaną odrazą. – to podstawowa różnica między naszymi mocami. Druga… - zachwycony patrzył, jak z ust Natsu wypływa krew. – moje płomienie lubią pożerać magów. Jesteś skończony.
     Natsu uśmiechnął się chytrze. Jak każde płomienie i te zamierza spróbować po raz kolejny. To nic, że poparzy sobie gardło, albo znowu zakrztusi się krwią. Wpuścił do ust kilka czarnych płomyczków. Niebezpiecznie zawróciło mu się w głowie, jego organizm stanowczo odrzucał ten rodzaj ognia.
      Nagle gigantyczna dłoń złapała Zancrowa w pasie, ściskając go mocno. Przez niewielkie szpary w płomieniach, widział poważną minę dziadka. Nie wiedział kiedy, ten przybliżył się do niego. Na moment zapomniał o pomyśle, był uwięziony, a mistrz w niebezpieczeństwie i  nie mógł nic zrobić.
- Nie próbuj ranić tego chłopca na moich oczach! Porachuję ci wszystkie kości! – Natsu zamurowało. W dodatku wolniej oddychał. Płomienie Zancrowa pomału niszczyły jego smocze narządy.
- Aż tyle masz w sobie siły? Dawaj, inaczej stracisz rękę! – Teraz sam Zancrow pokrył się magią, stawiając mistrza w gorszej sytuacji, jednak on nie chciał puścić, a wzmocnił uścisk, pojawiły się żyły na jego skórze.- Zastanawiam się, kto pierwszy kopnie w kalendarz! Ja, dziadek, czy ten podrzędny smoczy zabójca!
- Przestań, dziadku! Proszę! – Teraz Natsu prawie płakał. Już dawno nie czuł takiego przerażenia i mokrych policzków.
- Nie lekceważ siły naszej rodziny… - wymamrotał Makarov. To nie ruszało boskiego zabójcy, wręcz przeciwnie, uśmiechał się szaleńczo. Natsu miał dosyć. Wydzierał się głośno, natomiast jego siła płomieni wzrastała gwałtownie. Jasny płomień został uwolniony w czarnej kuli. Złowrogie były silniejsze, był zmuszony, żeby zjeść własny ogień. Przez dłuższą chwilę unosił się, nie dając znaku życia.
- A jednak smoczy zabójca! Wiesz, Dragana chciała zrobić ci dokładnie to samo! A ty ją nazywasz przyjaciółką! – śmiał się, wkurzając bardziej Natsu. Nie odpowiedział mu od razu, kiedy poczuł znajome ciepło w żołądku, pomału pożerał czarne płomienie, stojąc już na ziemi. Zancrow wpatrywał się zaskoczony, z rozwartą buzią. Dziadek wiedział, co zrobił. Użył  niebezpiecznej „sztuczki”, aby się uwolnić i ostatecznie przygotować do kontrataku.
- Ty idioto! Próbujesz się zabić?! – wyrzucił Zancrowem w powietrze, a ten spadał niedaleko Natsu. Zaraz to wszystko się skończy. Na dwóch pięściach zapalił różny ogień, swój i wroga. Teraz zwycięży.
- Nie mam zamiaru umierać. Wszyscy wrócimy do domu, do naszego Fairy Tail. A Dragana pójdzie z nami… - Złączył obie moce w jedną, potężniejszą. Wyskoczył w górę i zamknął w niej Zancrowa, pokonując go jego własną bronią. Nic już nie miał do powiedzenia.
***
             Pierwszy raz widziała tak zaciętą walkę. Żadna ze stron nie chciała ustąpić. Urtear bredziła coś o tym, że Zeref miałby przejąć stanowisko dowódcy Grimoe Heart i razem z nimi zawładnąć światem, stworzyć wielki świat magii. Oczywiście, żyliby w niej tylko najsilniejsi, co nie spodobało się Louise. Mroczna gildia nie zapominała o smoczych zabójcach, dlatego szukali Hotaru. Chcieli wybić ich wszystkich, albo zmusić aby się przyłączyli. 
          Podobno Urtear wyczuła tutaj brakującą część do jej medalionu, ale nie wiedziała, że to okazało się pustą zmyłką. Znajdowała się gdzieś indziej. Cóż, nawet moc przewidywania przyszłości może zgubić człowieka.
           Zeref przegrywał. Jego ataki niewiele dawały, przestał się bronić. Urtear, trzymając się za zranione ramię otoczyła go sporymi kulami, mające w sobie potężne ładunki. Oberwał nimi.
Chciała podbiec, ale coś ją zatrzymało. Co ona może zrobić, skoro on sam zmienił ją w małą dziewczynkę? Jedynie, co mogła, to wysłać nic nie warte iskry, które nawet nie dotrą do przeciwnika na czas i nie zrani, a zaledwie połaskocze. Była bezsilna.
- Natsu…
 Pokręciła głową. Nie widziała, dlaczego to powiedziała. Musi się wziąć w garść i to jak najszybciej.
Zeref upadł wprost w ramiona Urtear. Czarnowłosa posadziła go na swoich kolanach, szeptała łagodzące słowa. Zeref się mylił. Zdobyli jego i zdobędą Hotaru.
- Mistrz Hades będzie wiedział, jak zdjąć urok. – wzdrygnęła się na jej głos, podchodząc bliżej niej. – chyba nie zmydlił ci za bardzo oczu? Jak mówił o pokoju na świecie? – wskazała na Zerefa, kładąc mu troskliwie dłoń na policzku.
- Nie, panienko Urtear - usiadła obok nich. Zeref wyglądał tak niewinnie… - powinnyśmy ruszać z powrotem do statku. Zancrow na pewno pokonał…. tamtego maga.  – brzydziła się sobą.
- Za chwilę. Tu jest tak przyjemnie… - Urtear mocniej przytulała Zerefa, gładząc go po włosach. Zbierało się jej na wymioty. – Ciekawe, jak Meredy sobie radzi. Koniecznie chciała zając się numerem 13.
- A kto to jest? Gildia nie wtajemniczyła mnie w plany, niedawno się obudziłam. – nie urywała zaciekawienia. Jeszcze Ur zaczęłaby coś podejrzewać, że coś zaprząta jej głowę.
- Zapewne się domyśliłaś, że chcemy zniszczyć każdego, kto stanie nam na drodze do zdobycia celu. Przez przypadek okazało się, że to wyspa należąca do Fairy Tail, a jej członkowie są tutaj razem z mistrzem. Cel Meredy ma numer 13, to Gray, walczy w moim imieniu. Nie ma potrzeby, bym mówiła ci, dlaczego. Zresztą… niedawno rozpierała cię energia i chciałaś koniecznie iść na frontowy atak. Co się stało, że wróciłaś?
- Chciałam walczyć, ale Zancrow mnie odesłał… źle wymierzyłam trasę i wylądowałam przy Zerefie. Resztę możesz się domyślić. – Ur kiwnęła głową. – w tej wersji wam się nie przydam… - patrzyła na taflę wody, obserwując jak liście subtelnie odbijają się od jej powierzchni, by zaraz zawirować nad nią.
- nasz mistrz specjalizuje się w czarnej magii, odmieni cię do wcześniejszego stanu. Prawdopodobnie, będzie chciał coś w zamian. – Odruchowo chwyciła ręką za wisiorek, zawzięcie patrzyła na towarzyszkę. Ur uśmiechnęła się pewnie. – Twoją lojalność, a jeśli chodzi o Hotaru… dasz mu wierność, a on oszczędzi ci życie.
- Nie obchodzi mnie, co się stanie z innymi smoczymi zabójcami. Urodziłam się po to, by zabijać… tak było od zawsze. – Urtear widziała, jak niewinne ciało bardziej pochłania czarną moc. Na moment oczy Louise zrobiły się krwiście czerwone, a na zewnątrz ust wyszły jej smocze kły. Włosy pod wpływem silnego podmuchu delikatnie zafalowały. Przypominała małego wampirka. Jej druga osobowość zaczęła pochłaniać prawdziwą maginię.

- Skoro już to ustaliłyśmy, to chodźmy. – Podniosły się obie. Urtear sama chciała nieść Zerefa na barkach. Dragana wzruszyła ramionami. Gdy przeszły dłuższą trasę, znowu się zawahała. Poczuła znajomy zapach w pobliżu. I nie chodziło o Kaina Hikaru, który gdzieś walczył z Lucy, a o Natsu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz