czwartek, 17 kwietnia 2014

(04) Zaufaj towarzyszom, cz. 2



Natsu…. Tak, to dla niego przybyła do Magnolii. Musi jej pomóc zniszczyć szkodliwy minerał, jeśli chcą przeżyć wiele lat. Tylko jak ma przekonać Gajeela? Jest upartym smokiem.
- Lucy… Jaki jest Natsu? – zapytała ciekawsko, uroczo spoglądając na magini.
- Napalony narwaniec. Właśnie tak mogę go określić. Przyjaciele są dla niego najważniejsi, zawsze ochroni, pomoże. Nie lubi kłamać i być okłamywanym. Bardzo odważny. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. – Lucy zrobiła pauzę, jakby zastanawiała się, co jeszcze może powiedzieć o Natsu nieznajomej. – Myślę, że sama go musisz poznać, wtedy sama się przekonasz, jaki on jest.
    Dragana nerwowo zacisnęła dłonie na płaszczu. Zawsze myślała, że zabójca smoków powinien być bez skazy, zamknięty w sobie i stanowczy w atakach magicznych. A o słabościach nie wspominać na szersze fronty. Tak widziała siebie i Gajeela. Potrafili podejść do człowieka i z zimną krwią zabić. Być wiernym wobec mistrzów gildii.
- Coś się stało?       
- Nic. D-Dziękuję za gościnę, Lucy-san! – Ukłoniła się lekko i wyszła pospiesznie z mieszkania, zanim gospodyni zdążyła zareagować. Nie lubiła przebywać u kogoś długo.      

        Bez większego celu ruszyła w stronę targu. Mimo śniegu i chłodnego wiatru nie czuła zimna, wręcz przeciwnie, jej materiał ubrania i moc, rozchodząca się w smoczym organizmie powodowała ciepło. Przyjemne uczucie, które zawsze jej towarzyszy odkąd pamięta. Łup! Upadła na ziemię i uderzyła mocno głową o asfalt. Przez chwilę widziała czarne kropki przed oczami.
- Gomen! Ale to ty stanęłaś mi na drodze! – Oburzył się ktoś. Pomógł jej wstać, gdy zobaczył protestującą minę. Rozmawiała z wysokim chłopakiem, o krótkich, różowych włosach i łuskowym szalikiem zawiązanym dookoła szyi. Resztę ubrania stanowiła prosta, czarna kamizelka, odsłaniająca wyrzeźbiony tors oraz krótkie, białe spodnie z paskiem i sandały.
- Nieprawda! – Oparła dłonie o biodra, wydymając policzki. Bufon! Nie dość, że przeprosił bezczelnie to jeszcze oskarża ją o coś, czego nie zrobiła. – To ty mi przeszkadzasz!
- Ty…..! Chcesz się bić?! – zgiął łokcie, pochylając się do przodu, a na jego pięściach pojawił się czysty ogień. Kolejny mag.
- Dragana! – Odwrócili się w stronę przybysza. Gajeel stał z Juvią tuż przy moście i od paru minut obserwowali zajście. – Zostaw tego idiotę w spokoju, chodź tutaj.
- Wy się znacie? I jak mnie nazwałeś, draniu?! – Różowowłosy nie ogarniał sytuacji. Chętnie dorysowałaby mu lewitujące pytajniki dookoła bujnej czupryny. – AAA! Miałem iść do Lucy! –Nagle popędził przed siebie, zostawiając za sobą tumany kurzu. Louise pokręciła głową i ostrożnie podeszła do Gajeela. Nie miał przyjaznej postawy na jakiekolwiek konwersacje.
- Prosiłem cię, żebyś pozostała w domu…
- Gajeel, nie tutaj, chodźmy do kawiarni. Zimno jest. – Wtrąciła się Juvia. Tak też zrobili. Znaleźli mały, ale za to przyjemny lokal. Stoliki znajdowały się również na tarasie, skąd można było oglądać głęboki i mroczny ocean. Zajęli ustronne miejsce, dziewczyny poprosiły o gorące czekolady.
- Wybacz, ale nie możesz mnie trzymać jak na uwięzi. Wyszłam na spacer, a tamten koleś na mnie wpadł! – uniosła ton głosu.
- Ciszej. – Upomniał ją Żelazny Smok. – Powinienem był to przewidzieć. – Westchnął ciężko. – To Juvia, niewiele się zmieniła. – wskazał na koleżankę. Dragana przytaknęła. Gajeel miał rację. Deszczowa kobieta zmieniła ciuchy na jaśniejsze i nie chodzi z tandetną parasolką, ani nie wywołuje ponurej pogody.
- Cześć… - przywitała się nieśmiało. Juvia otworzyła usta szeroko. – Lepiej je zamknij, żeby mucha nie wpadła. – Uśmiechnęła się.
- Gajeel, to na pewno ona? Gdzie rządza mordu w oczach? – zwróciła się do Gajeela. Smok uśmiechnął się na swój sposób i prychnął. – Zmieniłaś się, Larsen.
- I vice versa, Loxtar. – Zdjęła wisior z szyi, po czym położyła go przed magami. – Potrzebuję pomocy. Moja gildia planuje wyeliminować wszystkich smoczych zabójców. Za pomocą tego – wskazała na minerał – i urządzenia. Przed sobą mamy źródło energii, ale niekompletne. Bez cząstki naszej magii, plan wydaje się bez sensu.
- Chcą was zabić waszą magią?
- Nie, nie! Oni… nie wiem jak, ale zdobyli przedmiot należący do Czarnego Maga. To dość niebezpieczna broń. Jest nafaszerowany jego mroczną mocą, bardzo potężną. Do aktywacji potrzebuje mocy przeciwnika. Ten kamień ma być w środku, nic nie wiem o konstrukcji.
- Czy ty jesteś normalna? Nosiłaś to na wierzchu! – Wybuchnął Gajeel. – I dlatego chciałaś zobaczyć się z Natsu, tak?
- Tak. Wydaje mi się… że może… uda nam się to zniszczyć. To tylko teoria.
- Daj mi to. Przetestuję!
- Gajeel-san? – Juvia nie wierzyła w to, co robi. Próbował zgnieść w dłoni, dźgał metalem, uderzał o stół. Zrobił niewielkie rysy, nic więcej.
- Nie mogę być słabszy od tego idioty! Dragana, wstawaj. Idziemy na trening.
- Co?!
- Będziesz ćwiczyła, a ja się z tym rozprawię. Ghe!
***
          Odłożyła na stół kolejne karty. Gra toczyła się od godziny. Stawką są kryształy i wykonanie zleconej misji. Nie chcieli ze sobą współpracować. Codziennie wzajemnie się wyzywali, podkładali nogi drugiemu, przekrzykiwali. A mistrz? Nie mógł zdecydować, kto z nich jest najlepszy. To ich stanowczo denerwowało.
Misja. Myślała tylko o niej. Chciała zabić tą małą, wredną dziewuchę! Pokrzyżowała im plany, a mistrz innej gildii, Hades-sama, zerwał z nimi wszystkie umowy, transakcje. Zamiast siedzieć w klatce, jak potulna mysz, musiała zwiać, pogonić za smakowitym kąskiem sera.
Louise Larsen. Od małego nie przepadała za tą dziewczyną. Wyrwie jej włosy, spali żywcem i zakopie w starannie przygotowanym grobie. Postara się o to.
- Wymieniasz karty? – Nie zaszczyciła przeciwnika spojrzeniem. Właściwie mogła już pokazywać swoje. Tracili czas. Zwierzyna ucieka, a pułapki nie są rozstawione na drodze.
- Jeszcze chwila.
- Decyduj się! Jeśli mam wyjść na misje, to przed burzą śnieżną!
    Stukała pomalowanymi paznokciami o blat stołu. Zabrzęczały bransoletki na dłoni, a obfite cycki, przykryte bluzą, niebezpiecznie zafalowały. Jej przeciwnik przełknął ślinę i położył karty do góry nogami. Zrobiła to samo.
- Wygrałam! To ja zabiję tą dziwkę! – Zaklaskała w dłonie. – Mistrzu, sprawię, że Hades-sama zechce z nami współpracować. – Zwróciła się do starca, który stał przy barze. Opuściła lokal.
***
  Otworzył okno. Wszedł na parapet i rozejrzał się uważnie. Słyszał lejącą się wodę w łazience. Lucy brała prysznic. Zszedł ostrożnie na łóżko, a potem na podłogę. Dostrzegł rozlaną herbatę w salonie, rozrzucony niedbale koc. Czuł wyraźnie zapach Cany w powietrzu i… obcej kobiety, którą możliwe, że ją mijał. Zapachy ulatniały się szybko. Postanowił, że poczeka na Lucy tutaj, w łóżku. Był zmęczony po treningu, a nogi niechętnie wykonywały jego polecenie.
Wyczuwał energię smoczego zabójcy. Nie Gajeela, Wendy, czy Laxusa. Kogoś nowego. Niebezpieczna aura, zamknięta w delikatnych, kobiecych dłoniach. Może mu się tylko wydawało, jednak obecność obcego zabójcy smoków nie dawała mu spokoju. I to imię… Louise. Nic więcej nie pamiętał.
     Nagle uderzył plecami o ścianę, a na policzku widniał soczysty, czerwony ślad. Zamrugał oczami i uniósł głowę do góry, pocierając lekko ręką kark. Lucy wyszła z łazienki i go zauważyła. Była w samym ręczniku. Patrzyła na niego brązowymi oczami, widział w nich złość, która zaraz przeistoczyła się w radosne iskierki, a na twarzy zagościł szczery uśmiech. Nigdy się nie nauczy, że wchodzi się drzwiami, a nie oknem.
- Lucy… Coś się stało? Kto tu był? – Nie szpiegował jej, po prostu był ciekawy, aż za bardzo.  Usiadł z powrotem na łóżku, przez chwilę patrzył jak dziewczyna krąży po pokoju, szukając ubrania i znika w drugim pokoju, żeby się ubrać.
- Spotkałam dzisiaj fajną dziewczynę, pomogła mi. – wyjaśniła, znów pojawiając się obok niego. – Jest bardzo miła.
- Przyjdzie tu jeszcze? – Rozpromienił się. Lubił poznawać nowych ludzi, ale… ta moc… za bardzo go intrygowała.
- Może. Raczej unika gildii i ciebie. Nie wiem dlaczego, nie chciała powiedzieć. Wyglądała na przygnębioną.
    Zamyślił się. Nikomu nic nie zrobił, a tej dziewczyny nie znał. Dlaczego ktoś chowa urazę do Fairy Tail? Nie, to załatwi jak wróci po egzaminie. Nie może się dekoncentrować. Lucy natychmiast zmieniła temat, widząc, że on sam nic nie wskóra, a poważnym spojrzeniem jedynie potwierdziła przypuszczenia.



     

1 komentarz:

  1. Hah, biedna Louise, spotkała tego, którego szukała i nie zorientowała się, że to on ^.^" Swoją drogą, czy to trochę nie jest dziwne, że od razu nie wyczuli się, że są smoczymi zabójcami? Hmm... zawsze można zwalić na zaskoczenie i tłum wokół. Duża ilość zapachów może utrudnić zweryfikowanie tego jednego konkretnego... Nie mogę się doczekać, aż wreszcie naprawdę się poznają. To może być niezwykle zabawne :3
    Ah, Gajeel... nie uda ci się zniszczyć kryształu. To byłoby zbyt proste. Ale z przyjemnością poobserwuję jak się męczysz aby to zrobić ^^
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :3
    Życzę udanej Wielkanocy!

    OdpowiedzUsuń