Natsu…. Tak, to dla niego przybyła do
Magnolii. Musi jej pomóc zniszczyć szkodliwy minerał, jeśli chcą przeżyć wiele
lat. Tylko jak ma przekonać Gajeela? Jest upartym smokiem.
- Lucy… Jaki jest Natsu? – zapytała
ciekawsko, uroczo spoglądając na magini.
- Napalony narwaniec. Właśnie tak
mogę go określić. Przyjaciele są dla niego najważniejsi, zawsze ochroni,
pomoże. Nie lubi kłamać i być okłamywanym. Bardzo odważny. Dla niego nie ma
rzeczy niemożliwych. – Lucy zrobiła pauzę, jakby zastanawiała się, co jeszcze
może powiedzieć o Natsu nieznajomej. – Myślę, że sama go musisz poznać, wtedy
sama się przekonasz, jaki on jest.
Dragana nerwowo
zacisnęła dłonie na płaszczu. Zawsze myślała, że zabójca smoków powinien być
bez skazy, zamknięty w sobie i stanowczy w atakach magicznych. A o słabościach
nie wspominać na szersze fronty. Tak widziała siebie i Gajeela. Potrafili
podejść do człowieka i z zimną krwią zabić. Być wiernym wobec mistrzów gildii.
- Coś się stało?
- Nic. D-Dziękuję za gościnę,
Lucy-san! – Ukłoniła się lekko i wyszła pospiesznie z mieszkania, zanim
gospodyni zdążyła zareagować. Nie lubiła przebywać u kogoś
długo.
Bez większego celu ruszyła w stronę targu. Mimo śniegu i chłodnego wiatru nie
czuła zimna, wręcz przeciwnie, jej materiał ubrania i moc, rozchodząca się w
smoczym organizmie powodowała ciepło. Przyjemne uczucie, które zawsze jej
towarzyszy odkąd pamięta. Łup! Upadła na ziemię i uderzyła mocno głową o
asfalt. Przez chwilę widziała czarne kropki przed oczami.
- Gomen! Ale to ty stanęłaś mi na
drodze! – Oburzył się ktoś. Pomógł jej wstać, gdy zobaczył protestującą minę.
Rozmawiała z wysokim chłopakiem, o krótkich, różowych włosach i łuskowym
szalikiem zawiązanym dookoła szyi. Resztę ubrania stanowiła prosta, czarna
kamizelka, odsłaniająca wyrzeźbiony tors oraz krótkie, białe spodnie z paskiem
i sandały.
- Nieprawda! – Oparła dłonie o
biodra, wydymając policzki. Bufon! Nie dość, że przeprosił bezczelnie to
jeszcze oskarża ją o coś, czego nie zrobiła. – To ty mi przeszkadzasz!
- Ty…..! Chcesz się bić?! – zgiął
łokcie, pochylając się do przodu, a na jego pięściach pojawił się czysty ogień.
Kolejny mag.
- Dragana! – Odwrócili się w stronę
przybysza. Gajeel stał z Juvią tuż przy moście i od paru minut obserwowali
zajście. – Zostaw tego idiotę w spokoju, chodź tutaj.
- Wy się znacie? I jak mnie nazwałeś,
draniu?! – Różowowłosy nie ogarniał sytuacji. Chętnie dorysowałaby mu
lewitujące pytajniki dookoła bujnej czupryny. – AAA! Miałem iść do Lucy! –Nagle
popędził przed siebie, zostawiając za sobą tumany kurzu. Louise pokręciła głową
i ostrożnie podeszła do Gajeela. Nie miał przyjaznej postawy na jakiekolwiek
konwersacje.
- Prosiłem cię, żebyś pozostała w
domu…
- Gajeel, nie tutaj, chodźmy do
kawiarni. Zimno jest. – Wtrąciła się Juvia. Tak też zrobili. Znaleźli mały, ale
za to przyjemny lokal. Stoliki znajdowały się również na tarasie, skąd można
było oglądać głęboki i mroczny ocean. Zajęli ustronne miejsce, dziewczyny
poprosiły o gorące czekolady.
- Wybacz, ale nie możesz mnie trzymać
jak na uwięzi. Wyszłam na spacer, a tamten koleś na mnie wpadł! – uniosła ton
głosu.
- Ciszej. – Upomniał ją Żelazny Smok.
– Powinienem był to przewidzieć. – Westchnął ciężko. – To Juvia, niewiele się
zmieniła. – wskazał na koleżankę. Dragana przytaknęła. Gajeel miał rację.
Deszczowa kobieta zmieniła ciuchy na jaśniejsze i nie chodzi z tandetną
parasolką, ani nie wywołuje ponurej pogody.
- Cześć… - przywitała się nieśmiało.
Juvia otworzyła usta szeroko. – Lepiej je zamknij, żeby mucha nie wpadła. –
Uśmiechnęła się.
- Gajeel, to na pewno ona? Gdzie
rządza mordu w oczach? – zwróciła się do Gajeela. Smok uśmiechnął się na swój
sposób i prychnął. – Zmieniłaś się, Larsen.
- I vice versa, Loxtar. – Zdjęła
wisior z szyi, po czym położyła go przed magami. – Potrzebuję pomocy. Moja
gildia planuje wyeliminować wszystkich smoczych zabójców. Za pomocą tego –
wskazała na minerał – i urządzenia. Przed sobą mamy źródło energii, ale
niekompletne. Bez cząstki naszej magii, plan wydaje się bez sensu.
- Chcą was zabić waszą magią?
- Nie, nie! Oni… nie wiem jak, ale
zdobyli przedmiot należący do Czarnego Maga. To dość niebezpieczna broń. Jest
nafaszerowany jego mroczną mocą, bardzo potężną. Do aktywacji potrzebuje mocy
przeciwnika. Ten kamień ma być w środku, nic nie wiem o konstrukcji.
- Czy ty jesteś normalna? Nosiłaś to
na wierzchu! – Wybuchnął Gajeel. – I dlatego chciałaś zobaczyć się z Natsu,
tak?
- Tak. Wydaje mi się… że może… uda
nam się to zniszczyć. To tylko teoria.
- Daj mi to. Przetestuję!
- Gajeel-san? – Juvia nie wierzyła w
to, co robi. Próbował zgnieść w dłoni, dźgał metalem, uderzał o stół. Zrobił
niewielkie rysy, nic więcej.
- Nie mogę być słabszy od tego
idioty! Dragana, wstawaj. Idziemy na trening.
- Co?!
- Będziesz ćwiczyła, a ja się z tym
rozprawię. Ghe!
***
Odłożyła na stół kolejne karty. Gra toczyła się od godziny. Stawką są kryształy
i wykonanie zleconej misji. Nie chcieli ze sobą współpracować. Codziennie
wzajemnie się wyzywali, podkładali nogi drugiemu, przekrzykiwali. A mistrz? Nie
mógł zdecydować, kto z nich jest najlepszy. To ich stanowczo denerwowało.
Misja. Myślała tylko o niej. Chciała
zabić tą małą, wredną dziewuchę! Pokrzyżowała im plany, a mistrz innej gildii,
Hades-sama, zerwał z nimi wszystkie umowy, transakcje. Zamiast siedzieć w
klatce, jak potulna mysz, musiała zwiać, pogonić za smakowitym kąskiem sera.
Louise Larsen. Od małego nie
przepadała za tą dziewczyną. Wyrwie jej włosy, spali żywcem i zakopie w
starannie przygotowanym grobie. Postara się o to.
- Wymieniasz karty? – Nie zaszczyciła
przeciwnika spojrzeniem. Właściwie mogła już pokazywać swoje. Tracili czas.
Zwierzyna ucieka, a pułapki nie są rozstawione na drodze.
- Jeszcze chwila.
- Decyduj się! Jeśli mam wyjść na
misje, to przed burzą śnieżną!
Stukała
pomalowanymi paznokciami o blat stołu. Zabrzęczały bransoletki na dłoni, a
obfite cycki, przykryte bluzą, niebezpiecznie zafalowały. Jej przeciwnik
przełknął ślinę i położył karty do góry nogami. Zrobiła to samo.
- Wygrałam! To ja zabiję tą dziwkę! –
Zaklaskała w dłonie. – Mistrzu, sprawię, że Hades-sama zechce z nami
współpracować. – Zwróciła się do starca, który stał przy barze. Opuściła lokal.
***
Otworzył okno. Wszedł na
parapet i rozejrzał się uważnie. Słyszał lejącą się wodę w łazience. Lucy brała
prysznic. Zszedł ostrożnie na łóżko, a potem na podłogę. Dostrzegł rozlaną
herbatę w salonie, rozrzucony niedbale koc. Czuł wyraźnie zapach Cany w
powietrzu i… obcej kobiety, którą możliwe, że ją mijał. Zapachy ulatniały się
szybko. Postanowił, że poczeka na Lucy tutaj, w łóżku. Był zmęczony po
treningu, a nogi niechętnie wykonywały jego polecenie.
Wyczuwał energię smoczego zabójcy.
Nie Gajeela, Wendy, czy Laxusa. Kogoś nowego. Niebezpieczna aura, zamknięta w
delikatnych, kobiecych dłoniach. Może mu się tylko wydawało, jednak obecność
obcego zabójcy smoków nie dawała mu spokoju. I to imię… Louise. Nic więcej nie
pamiętał.
Nagle
uderzył plecami o ścianę, a na policzku widniał soczysty, czerwony ślad. Zamrugał
oczami i uniósł głowę do góry, pocierając lekko ręką kark. Lucy wyszła z
łazienki i go zauważyła. Była w samym ręczniku. Patrzyła na niego brązowymi
oczami, widział w nich złość, która zaraz przeistoczyła się w radosne iskierki,
a na twarzy zagościł szczery uśmiech. Nigdy się nie nauczy, że wchodzi się
drzwiami, a nie oknem.
- Lucy… Coś się stało? Kto tu był? –
Nie szpiegował jej, po prostu był ciekawy, aż za bardzo. Usiadł z
powrotem na łóżku, przez chwilę patrzył jak dziewczyna krąży po pokoju, szukając
ubrania i znika w drugim pokoju, żeby się ubrać.
- Spotkałam dzisiaj fajną dziewczynę,
pomogła mi. – wyjaśniła, znów pojawiając się obok niego. – Jest bardzo miła.
- Przyjdzie tu jeszcze? –
Rozpromienił się. Lubił poznawać nowych ludzi, ale… ta moc… za bardzo go
intrygowała.
- Może. Raczej unika gildii i ciebie.
Nie wiem dlaczego, nie chciała powiedzieć. Wyglądała na przygnębioną.
Zamyślił się.
Nikomu nic nie zrobił, a tej dziewczyny nie znał. Dlaczego ktoś chowa urazę do
Fairy Tail? Nie, to załatwi jak wróci po egzaminie. Nie może się
dekoncentrować. Lucy natychmiast zmieniła temat, widząc, że on sam nic nie
wskóra, a poważnym spojrzeniem jedynie potwierdziła przypuszczenia.
Hah, biedna Louise, spotkała tego, którego szukała i nie zorientowała się, że to on ^.^" Swoją drogą, czy to trochę nie jest dziwne, że od razu nie wyczuli się, że są smoczymi zabójcami? Hmm... zawsze można zwalić na zaskoczenie i tłum wokół. Duża ilość zapachów może utrudnić zweryfikowanie tego jednego konkretnego... Nie mogę się doczekać, aż wreszcie naprawdę się poznają. To może być niezwykle zabawne :3
OdpowiedzUsuńAh, Gajeel... nie uda ci się zniszczyć kryształu. To byłoby zbyt proste. Ale z przyjemnością poobserwuję jak się męczysz aby to zrobić ^^
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :3
Życzę udanej Wielkanocy!