***
Dziewczyny posadziły pijaną koleżankę na kanapie, podając jej
gorącą herbatę na orzeźwienie. Na
policzkach Cany widniały mokre ślady od
łez, a spuchnięte oczy tylko mocniej zainteresowały Louise. Przysiadła się na
fotelu. Starała się nie patrzeć zbyt intensywnie na znajome, bardziej uciekała
spojrzeniem na filiżankę. Lucy dodatkowo otuliła Canę brązowym kocem na
ramionach, która zaczęła przysypiać. Wkrótce zostawiły śpiącą koleżankę,
wtuloną w ciepły materiał. Nie poprawiały kosmyków, które uparcie zakrywały jej
twarz.
- Nazywasz się Dragana, dobrze pamiętam? – Podniosła głowę i
półprzytomnym wzrokiem spojrzała na Lucy, jakby ktoś obudził ją z głębokiego
transu. – Wcześniej nie widziałam cię w mieście.
- Jestem nowa. Niedawno się wprowadziłam. – Wyjaśniła pospiesznie.
– Dawniej… rzadko wychodziłam z domu. Nie mogłam poznać nowych ludzi.
- To straszne! A rodzice? Pewnie teraz martwią się o ciebie… -
Lucy przykryła usta dłonią, lekko rozszerzyła oczy. Sama pochodziła z bogatej
rodziny, zbyt dobrze rozumiała co to znaczy być wychowanym przez surowe zasady,
jakie panowały wśród mieszkańców posiadłości.
- Oni… prawdopodobnie nie żyją – Louise mocniej ścisnęła rękę na
kubku. – W sumie powinnam już iść, tylko przeszkadzam – podniosła się z
miejsca, rozlewając zawartość naczynia na obrus i podłogę. – Gomenasai! Zaraz
to posprzątam…
- Nie trzeba. Proszę zostań, chcę usłyszeć całą historię. Czuję,
że jesteśmy sobie bliskie, Dragano. – To Lucy chwyciła ją za nadgarstek,
powstrzymując od wyjścia. – Możemy zostać przyjaciółkami. – dodała z uśmiechem.
Louise usiadła z powrotem, jeszcze raz przepraszając nerwowo za rozlanie
napoju. Larsen poza wyrzutami sumienia nie poczuła nic więcej.
Zaczynała żałować, że ostro
potraktowała maginię. Z drugiej strony nie mogła pozwolić, żeby tutejsza gildia
dowiedziała się, kim tak naprawdę jest. Miałaby przechlapane nie tylko od Lucy,
czy mistrza, ale od samego Gajeela. Widok, jak rozwala pobliskie mieszkania,
cały palący się od wściekłości, sprawił, iż na plecach odczuła zimny dreszczyk.
– Caną się nie przejmuj, będzie spać przez kilka godzin… Dragano?
- Ten znak na twojej dłoni… - wyrwało się Louise, kompletnie
zignorowała zachęty Lucy. Ten sam znak zobaczyła na ramieniu Gajeela.
- Ah! Jestem magiem Fairy Tail. Razem z przyjaciółmi wykonujemy
zadania, przeżywamy przygody.
- Nie zauważyłam go wcześniej. – mruknęła Larsen. Cały czas coś
ciągnęło ją w stronę wielkiego gmachu z napisem „Fairy Tail”, jednak Gajeel
postawił między nią a gildią grubą blokadę, którą musi ominąć szerokim łukiem.
– Jak tam jest?
- Bardzo zabawnie! Możemy się przejść, jeśli chcesz… Poznasz ich!
- Innym razem, dziękuję. Nie możemy jej zostawić samej… - Louise
wskazała na śpiącą Canę. Ktoś mógłby ją zaatakować. – I chciałaś usłyszeć moją
historię. W porządku. – uśmiechnęła się lekko.
Lucy była zaskoczona jej nagłą zmianą postawy i zarazem tematu,
jakby rozmawiała z dwiema, zupełnie różnymi osobami. Teraz w oczach Louise
emanowała pewność siebie, a od pozytywnej energii policzki przybrały delikatny
kolor bladego różu.
Dragana odchrząknęła, przywierając do fotela. Pomału zaczynały jej
drętwieć nogi, musiała usiąść wygodniej, o ile to było możliwe. Nie wiedziała,
od czego zacząć. Na pewno musi ukryć fakt przed Lucy w jakiej była gildii i jak
ją wychowali. Po takiej informacji rozpętałaby się walka między nimi, a ona
sama ledwo uszłaby z życiem. To zrozumiałe, nikt nie chce zadawać się z
morderczynią ani przeżywać strachu.
- Wychowałam się daleko od tego, pięknego miasta. Nigdy nie
widziałam kwiatów magnolii, które kwitną w kolorach tęczy, chociaż o tym
słyszałam kilkakrotnie. – zaczęła spokojnie. Uważnie obserwowała ruchy Lucy. –
W wieku czterech lat zostałam uprowadzona, siłą odebrana od opiekunów. Rabusie
spalili mieszkanie, zabili po drodze każdego, kto im wszedł drogę. Mieli mnie
komuś sprzedać, byłam tylko pionkiem – ściszyła głos, przymykając oczy. Chciała
zrobić dobre wrażenie tą historyjką. Poniekąd nie kłamała, dodawała więcej
dynamizmu do niektórych momentów. Lucy szeroko otworzyła oczy, jak i usta. Nie
zakrywała ich dłońmi. – W trakcie jednego z postoju odważyłam się uciec. Nie
miałam żadnej mapy, nie mogłam wrócić do rodzinnego miasta. Po paru dniach bez
wody i jedzenia zemdlałam na polanie. Obudziłam się w… - urwała. Powinna
wspominać o smoku? Aż tak zaryzykować? A co, jeśli Lucy nie zrozumie tej mocy?
– Jaskini, niedaleko jeziora. Był przy mnie biały smok o niebieskiej poświacie.
Miała taki aksamitny głos… Nauczyła mnie swojej magii. Jak przerobić ludzki
organizm na smoczy…
- Czyli jesteś smoczym zabójcą! To fantastycznie, tak jak Natsu! –
Blondynka klasnęła w dłonie, złączając je ze sobą. – Może powinnaś dołączyć do
nas! Razem z tobą, Natsu, Wendy i Gajeelem… mielibyśmy czterech smoczych
zabójców! – wpadła w jej słowo Lucy. – Wybacz, kontynuuj.
- Większość ludzi boi się smoków i ich mocy, jesteś pierwszą
osobą, która to zaakceptowała i rozumie. – Louise nie powstrzymała łez. W
swojej gildii była wyrzutkiem, kimś paskudnym. Wykorzystywali ją do niecnych
celów, a sami bali się jej i nie chcieli odczuć na własnej skórze próbkę jej
zdolności. – Egiryn, tak nazywała się nauczycielka, przez kilka następnych lat
mnie uczyła, opiekowała się. Dała prawdziwe ciepło, tak jak rodzona matka,
której nie pamiętam dobrze…
Pewnego dnia po prostu zniknęła i nie wróciła.
Tak po prostu, bez żadnego pożegnania, czy wyjaśnienia. Do dziś mam nadzieję, że
ją kiedyś spotkam. Po jej zniknięciu błąkałam się bez celu po lesie. Dopiero w
miasteczku znalazłam schronienie. – skończyła westchnięciem. Nie zamierzała opowiadać
o potwornościach w gildii, o tym jak poznała Gajeela i Juvię. Lucy nie będzie
wiedziała wszystkiego.
Czekała na poważne kazanie.
Lucy wstała, podeszła do niej wolnym krokiem i mocno ją przytuliła do siebie.
- Pasujesz do nas. W Fairy Tail każdy boryka się z przykrą
przeszłością, o której nie chce specjalnie wspominać.
- Dziękuję, Lucy… - Nie opierała się magini. Przywróciła jej
ciepłe uczucie z przeszłości. Blondynka uśmiechnęła się, chwytając ją za
ramiona.
- Możesz do nas wpadać, kiedy zechcesz. Do mnie również. A przede
wszystkim musisz poznać Natsu! Może będziecie wspólnie trenować? – Lucy nie
mogła zatrzymać potoku słów, wydostający się z jej ust.
Natsu…. Tak, to dla niego przybyła do
Magnolii. Musi jej pomóc zniszczyć szkodliwy minerał, jeśli chcą przeżyć wiele
lat. Tylko jak ma przekonać Gajeela?
Wspaniały rozdział i bardzo ciekawy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń